Rafał Szyma, autor Leanderki / archiwum prywatne
Rafał Szyma, autor Leanderki / archiwum prywatne

Od kiedy pisze pan po śląsku?
Za pisanie po śląsku zabrałem się około 2012 roku. Początki to przede wszystkim notki na moim blogu – oschl.wordpress.com, a potem to już potoczyło się samo: praca redaktorska, na przykład przy “Kōmisorzach Hanusikach” Marcina Melona, przekłady – najpierw hobbystyczne, następnie,przełomowy dla mnie udział w zespole tłumaczącym interface urządzeń Samsung na śląski, wreszcie regularna działalność w biurze tłumaczeń PoNaszymu.pl. Trochę tych tekstów już powstało, a “Leanderka” to pierwszy zbiór o charakterze literackim.

Skąd czerpał pan inspiracje do “Leanderki”?
“Skąd się biorą moje teksty, gdy mnie ktoś tak spyta...”. Odpowiem – skąd się dało. Przetrawione opowieści starzikōw, moich i cudzych. Zbiór zdjęć aktorów z lat `40 XX wieku, który został po mojej nieżyjącej babci. Katowicka dolina Trzech Stawów z galerią handlową i lotniskiem w bezpośrednim sąsiedztwie. Teorie spiskowe wokół ataku na World Trade Center... Dodam, że niebagatelny wkład w powstanie opowiadań ma moja kabina prysznicowa, katalizator inspiracji, bez którego nie byłoby tych tekstów.

“Leanderka” może być jednym z dowodów na to, że wysoka literatura śląska po śląsku istnieje i ma się całkiem dobrze?
Książka poniekąd pewnie będzie za taki dowód uchodzić, o ile zaistnieje jakoś wśród czytelników. Nie wiem tylko, jak długo śląskojezyczna literatura będzie musiała dowodzić swojego istnienia. Dla mnie jest ono oczywiste co najmniej od “Duchów wojny” Alojzego Lyski, “Listów z Rzymu” profesora Zbigniewa Kdałubka i tomu wierszy Karola Gwoździa, by dać przykłady prozy, eseistyki i poezji.
Jeśli chodzi o cel, czy raczej założenie, z którego wyszedłem, to byłaby to niezgoda na jakąś taką wsobność, autotematyczność tego, co najczęściej pisane jest prozą po śląsku. Nie chciałem kolejnej książki po śląsku – o Śląsku. Chciałem za to książki, w której bohaterowie mówią, a narratorzy prowadzą narrację po naszymu wyłącznie z tego powodu, że śląski jest tworzywem, językiem tej książki. Najwyraźniej widać to w opowiadaniu “Jedynosty” – rzecz dzieje się w Nowym Jorku, postacie to Amerykanie, a wszyscy godajōm i o nich się ôsprawio. Mówię o jakiejś absolutnej oczywistości w przypadku dużych języków: nikt nie zastanawia się nawet nad faktem, że przykładowy Winnetou, Indianin, mówi po polsku w polskich przekładach powieści Karola Maya. A gdyby tenże Winnetou miał mówić po śląsku w tekście po śląsku, rzecz przestaje być oczywista, przezroczysta, robi się z tego sesnacja. To jakiś absurd. Fajnie byłoby to odkręcić.

Ostatnio reżyser Andrzej Saramonowicz, we wpisie na portalu społecznościowym, użył porównania, że “Różnica między Katalonią a Śląskiem jest mniej więcej taka, jaka między językiem katalońskim i jego wspaniałą literaturą a ślůnsko godka i jej gryfnymi dowcipami”. Co pan na to?
Nie mam w sobie pasji zmagania się ze stereotypami ludzi, na opinii których mi nie zależy.

Czy planuje pan napisanie kolejnej książki?
Coś tam mi się pisze. Pewnie zakończy się to drugim podejściem do publikacji, choć przy moim tempie pisania nie nastąpi to jakoś zawrotnie szybko.

Co to znaczy być śląskim pisarzem?
Pani spyta Twardocha. Ja tylko napisałem książeczkę z opowiadaniami po śląsku.

Czym jest dla pana język śląski, godka?
Jest całą sfera tożsamościową, osobistą, wręcz intymną. Ale obok nich mam także poczucie, że nade wszystko śląski to zwyczajne narzędzie komunikacji, język jak każdy inny, tyle że mój, nasz. Nie ma co robić wokół tego wielkiego halo. Jak na mój gust, za dużo jest roztkliwiania się nad językiem śląskim, traktowania go, jak pacjenta specjalnej troski. Język jest do używania, do tego, żeby w nim pisać – i nie mówię o jakiejś literaturze, ale o listach zakupów, e-mailach czy kartach-przypominajkach na lodówkę. Do mówienia – ale nie w rodzinnych twierdzach, tylko wszędzie tam, gdzie są inne śląskojęzyczne osoby, znajome czy obce, dorosłe czy dzieci.

 

Terozki mogymy sie pomaszkecić
Marcin Melon o “Leanderce”
Jak bydziecie czytać ôsprowki Rafała Szymy to, wetna sie, niy roz bydziecie chytać sie za gowa. Bo Rafał poradzi ôsprawiać jak nojlepszy ze ślōnskich starzikōw. Tak, że żodyn niy poradzi sie pokapować, kaj je prowda, a kaj już jij niy ma. Nale jak sie zatomkocie w jego ôsprowianiu, to już wylyź niy bydziecie chcieli.
Cosik tukej niy sztimuje. Roz: Rafał Szyma to niy ma żodyn starzik, ino mody karlus. Dwa: to, ô czym Rafał ôsprawio, niy dzioło sie downo tymu, ino dzisiej rano, możno łońskigo tydnia, a możno dziepiyro zajtry sie Wom przitrefi. Egal. Sztuka ôsprawianio je uniwersalno. A mało fto poradzi ôsprawiać tak jak Szyma.
No i ta godka. Szyma jako pisorz niy konsumuje godki – ôn jōm maszkeci. Biere kōncek po kōncku i maszkeci. Jak sie go czyto, mo sie gyfil, że tyn Ślōnsk, ô kerym ôsprawio mo swōj smak, że poradzicie go powoniać, usłyszeć jego klang. (...)
Na ta ksiōnżka czekali my dobre pora lot, bez kere Rafał publikowoł małe kōncki na swojim blogu i zbieroł sie na ôpowoga, coby yntliś to wydać. No i wydoł. To terozki mogymy sie pomaszkecić. (Silesia Progress) (izis)

 

1

Komentarze

  • Elisabeth nie man w sobie pasji zmagania sie ze stereotypami ludzi,na opinii ktorych mi nie zalezy.... 21 października 2017 22:17ta wypowiesc chcialabym miec przetlumaczona na slaski.

Dodaj komentarz