Odwiedziny żołnierza / Elżbieta Grymel
Odwiedziny żołnierza / Elżbieta Grymel

Historia ta wydarzyła się tuż po II wojnie światowej. Wtedy nasi dalecy krewni zamieszkali w okolicy Lądka Zdroju, ale dość często odwiedzali mojego dziadka, z którym byli spokrewnieni. W czasie odwiedzin w Żorach wspomnieli kiedyś o zjawie, która miała pojawiać się w miejscu ich zamieszkania, a dokładnie w sąsiednim domu stanowiącym
oficynę.

Tam z wybiciem godziny dwunastej w południe z piwnicy wychodził duch niemieckiego żołnierza w pełnym rynsztunku bojowym i starą klatką schodową udawał się do jednego z mieszkań, gdzie zasiadał za stołem i przebywał tam około godziny, a potem wracał tą sama drogą do piwnicy. Według opowieści wuja widziało go co najmniej kilka osób. Wysoka, muskularna postać żołnierza przypominała raczej poruszający się cień, bo kontury jej były jakby rozmyte. Nie można też było rozpoznać rysów twarzy, bo przesłaniał je wielki wojskowy hełm.
Podobno zjawę tę spotkał również nasz krewniak, a było to tak:
Kilka dni po przeprowadzce zepsuł mu się kran w łazience. Był bardzo stary, poniemiecki i wuj nie potrafił go naprawić. Kobieta mieszkająca naprzeciwko poradziła mu, żeby udał się po pomoc do Franca, który miał mały warsztacik w piwnicy oficyny. Na podwórku nasz krewny spotkał jednego z sąsiadów, który zapytał go dokąd zmierza. Kiedy wuj odpowiedział, mężczyzna wyraźnie się zmieszał i bąknął tylko: nie teraz...
– A właśnie, że teraz, bo potem nie będę miał czasu! – zaśmiał się wuj. – Zresztą będę z powrotem za pięć minut, to pogadamy! – dodał i ruszył w kierunku oficyny.
Kiedy nasz krewniak znalazł się na schodach prowadzących do piwnicy, pomyślał od razu o włączeniu światła, ale wyłącznika nie znalazł, więc klnąc pod nosem i trzymając się ściany posuwał się po omacku krok za krokiem. Nagle usłyszał jakieś dziwne sapanie i ciężkie kroki, jakby ktoś biegł schodami w górę i do tego był mocno obciążony. Dopiero po chwili wuj zobaczył u podstawy schodów ciemną postać, która przypominała żołnierza w pełnym rynsztunku, dlatego usunął się na bok, żeby go przepuścić! Jakież było jego zdziwienie, kiedy obok siebie poczuł bardzo silny podmuch wiatru, który kilka sekund później zatrzasnął drzwi wejściowe, a rzekomy żołnierz stojący u podstawy schodów znikł! Tego było już za wiele nawet na takiego sceptyka jak wuj, zawrócił więc i potykając się na schodach błyskawicznie dotarł na podwórko.
– Co, widziałeś go? Co? – dopytywał się sąsiad, widząc przerażoną twarz wuja.
Tak oto z opowieści sąsiada nasz krewny poznał historię lokalnej zjawy, którą widziało podobno kilkanaście osób. Czy ta historia miała jakiś ciąg dalszy, tego nie wiem, ponieważ pod koniec lat pięćdziesiątych nasi krewni wyjechali na stałe do Niemiec i kontakt z nimi się urwał. Spotkaliśmy się potem tylko jeden raz – pod koniec lat 60., kiedy przyjechali odwiedzić „stare kąty”. Historia o zjawie rzekomego żołnierza znana była mi z opowiadań rodziny, dlatego chciałam zasięgnąć dokładniejszych informacji u źródła, zwłaszcza, że właśnie nadarzyła się ku temu okazja, ale zapytany o to wydarzenie wuj, skomentował sprawę krótko: „stare bery, szkoda se tym gowa zawracać!”

1

Komentarze

  • Chop ze Żorów tyn artykuł 18 listopada 2017 12:29Szkoda, Grymlino, że ujek nic wiyncy niy padoł, bo jo rod taki stare bery czytom! :)!

Dodaj komentarz