To jest główny powód konfliktu międzynarodowego. Przy czym należy wyraźnie podkreślić, że najwięcej odznaczonych izraelskim orderem "Sprawiedliwy wśród Narodów Świata", czyli tych którzy ratowali Żydów z niemieckiej opresji to właśnie Polacy. Można odnieść wrażenie, że rządzącym gdzieś dzwoni, ale nie wiadomo w którym kościele, a na pewno brakuje im wiedzy i skutecznych mechanizmów, które bez międzynarodowego zgorszenia realizowałyby cele narodowe, cele polityki historycznej.
O braku kompetencji dzisiejszej władzy świadczy przede wszystkim czas w którym ustawa była procedowana, czyli w okresie 73. rocznicy wyzwolenia obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau i Międzynarodowego Dnia Pamięci o Ofiarach Holocaustu. Zwróciła na to uwagę w Senacie Anna Maria Anders z PiS określając całą sytuację jako tragedię międzynarodową Polski. Rządzący odnieśli odwrotny skutek od zamierzonego i to w skali globalnej. Chcąc walczyć ze sformułowaniem "polskie obozy śmierci" rozsławili je na cały świat. Większość zagranicznych mediów informowała o skandalu dyplomatycznym na linii Warszawa-Izrael i w tym kontekście powszechnie używała tego terminu. W internecie to sformułowanie cytowano kilkadziesiąt milionów razy i dotarło do najdalszych zakątków naszego globu. Nawet dzisiaj pisząc ten felieton, kiedy wpisuję w wyszukiwarkę Google słowo "polskie" lub "polish" pokazują się jako pierwsze niechlubne "polskie obozy śmierci".
To co działo się później można określić mianem tragikomedii. Orędzie premiera Morawieckiego, które mogło w sposób istotny wpłynąć na uspokojenie sytuacji międzynarodowej i trzeba powiedzieć było dobrym posunięciem, nie zostało profesjonalnie przygotowane i przetłumaczone na wersję angielską. Przez moment można było to zrobić automatycznie poprzez serwis Youtube, gdzie (o zgrozo!) w usta polskiego premiera włożono tekst "obozy, w których wymordowano miliony Żydów, były polskie". Oczywiście błąd został naprawiony, ale mleko znów się rozlało.
Co ciekawe i warte jest podkreślenia w miniony weekend szef niemieckiej dyplomacji Sigmar Gabriel wydał oświadczenie w którym stwierdził, że użycie terminu "polski obóz zagłady" jest fałszywe. "Nie ma wątpliwości, że obozy były niemieckie. Nasz kraj popełnił to zorganizowane masowe morderstwo. Bierzemy na siebie pełną odpowiedzialność za Holokaust" - powiedział. Oświadczenie było w sprzeczności wobec wielokrotnie powtarzanej przez rządzących tezy, że Niemcy unikają odpowiedzialności. Dla mnie słowa niemieckiego ministra to jednak nic nowego, nic szokującego, bowiem w pracy parlamentarnej i na poziomie relacji polsko-niemieckich wielokrotnie je słyszałem z ust niemieckich parlamentarzystów.
Polska przegrała bitwę o obozy zagłady. Na własne życzenie i z powodu braku profesjonalizmu służby dyplomatycznej. Nie pomogła, a nawet nie zadziałała Polska Fundacja Narodowa, którą rząd powołał teoretycznie dla tworzenia dobrego wizerunku Polski na świecie. Powinna wkroczyć, odkłamywać, edukować, informować, a tu nic. Każdy z nas poprzez firmy państwowe składa się na jej budżet, który obecnie wynosi 243 mln złotych.
Odwrócenie negatywnego trendu i utwierdzanie opinii międzynarodowej, że mamy do czynienia z "niemieckimi obozami śmierci" będzie trwało latami i będzie kosztowało dużo więcej, niż każdemu z nas się wydaje. Cierpieć będą także nasi obywatele podróżujący po świecie, między innymi do Ziemi Świętej, zmuszeni do tłumaczenia tego dyplomatycznego zamieszania. Nie mam też wątpliwości, że prezydent Andrzej Duda podpisze kontrowersyjną ustawę, choć veto mogłoby w części zniwelować jej negatywne skutki. To dałoby przecież rządzącym czas na konsultacje i przygotowanie ustawy zgodnie z prawdą historyczną, ale bez międzynarodowego kryzysu dyplomatycznego. Na to jednak się nie zapowiada, bo władza wie lepiej.
Marek Krząkała, poseł Platformy Obywatelskiej z Rybnika, felietonista Tygodnika Regionalnego Nowiny
Komentarze