Ruiny diabelskiego mostu Czerna
Ruiny diabelskiego mostu Czerna

Najczęściej powtarzane były opowieści dotyczące okolic Krakowa, w tym jedna opowiadała nawet o krakowskim kościele Mariackim oraz dwie o zagładzie olkuskich kopalń srebra. Dawno temu pewien budowniczy miał zbudować most nad bardzo stromym i głębokim wąwozem, na dnie którego płynęła burzliwa i wartka rzeka. Budowę zaczęto z obu stron. Zadanie tylko z pozoru było proste, bo doświadczony mistrz budowlany nie potrafił ukończyć środkowej części mostu, która miała łączyć oba brzegi, gdyż mimo starannych obliczeń i dokładania wszelkich starań ta część mostu stale się zawalała.
Budowniczy zaczął podejrzewać, że ktoś mu w pracy przeszkadza i postanowił zaczaić się na szkodnika, dlatego kiedy wszyscy poszli na południowy posiłek, on ukrył się w pobliżu filaru mostu i czekał na rozwój wypadków. Kiedy umilkły dzwony bijące na Anioł Pański, pod mostem pojawił się diabeł we własnej osobie, zaklął siarczyście, klasnął w łapy i zakręcił ogonem, co spowodowało powietrzny wir, który oderwał środkową część mostu! Rozeźlony budowniczy złapał spory kamień i rzucił w kierunku rogatego przybysza. Ten nagle zauważył jego obecność i zagrał na nosie. Chwilę trwała utarczka słowna, ale człowiek i diabeł doszli w końcu do porozumienia! Diabeł miał dokończyć most w czasie najbliższej nocy, a jako zapłaty zażądał duszy tego, kto pierwszy po tym moście przejdzie na drugą stronę. W zwyczaju było bowiem, że pierwszy na most zawsze wchodził budowniczy, na dowód, że to, co postawił, jest bezpieczne. Do tego miejsca wszystkie usłyszane przeze mnie opowieści pokrywały się, lecz każda z nich miała nieco inne zakończenie.
Dopiero, kiedy budowniczy ochłonął, zrozumiał, na jaki niecny układ się zgodził. Zdał sobie sprawę z tego, że zginie albo on, albo jakiś inny, niewinny i niczego nieświadomy człowiek. Ponieważ gryzło go sumienie, poszedł do spowiedzi (według innej wersji zwierzył się żonie) i dostał mądrą radę: diabeł nie może porwać duszy żywego stworzenia, które jej nie ma! Powszechnie uważano, że zwierzęta duszy nie mają, więc nazajutrz budowniczy tylko udawał, że zamierza przejść przez most, ale puścił przed sobą świnię (w innych wersjach tego opowiadania: psa, kozła lub rogatego barana, a w wersji włoskiej – osła). To jeszcze nie koniec perypetii owego nierozważnego budowniczego, bo rozwścieczony diabeł zanim czmychnął do piekła, urwał to, co naprawił, i mostu nigdy już nie dokończono. W jednej tylko opowieści diabeł tak się zawstydził, że dał się głupio oszukać sprytnemu człowiekowi, że poniechał zemsty i skrył się w piekle. Inna z opowieści mówiła o tym, w jaki sposób diabeł naprawił most budowniczego, otóż na własnych barkach wygiął jego środek, tworząc łuk i podobno od tego czasu budowniczy korzystają z tego diabelskiego wynalazku, budując mosty arkadowe oparte na słupach.

PS. Jak podaje Wikipedia, ruiny mostu zwanego diabelskim można oglądać w pobliżu Krakowa. Przy drodze do klasztoru w Czernej i drodze z Krzeszowic przez Gorenice do Olkusza, widać ruiny arkadowego mostu eremickiego, wybudowanego przez pustelników. Miał 18 metrów wysokości, 120 metrów długości i 9,5 metra szerokości. Nazwano go mostem anielskim, zaś okoliczni mieszkańcy – diabelskim ze względu na wiele podań z nim związanych – taką nazwę nosi do dziś. Powstał w latach 1671-1691, stanowił dojście do klasztoru od drogi siedleckiej, prowadzącej do majątku karmelitów w Siedlcu.

Komentarze

Dodaj komentarz