W tym domu coś straszy / Elżbieta Grymel
W tym domu coś straszy / Elżbieta Grymel

Spadkobiercy tylko sporadycznie odwiedzali tę willę stojącą na odludziu, ale często mieli wrażenie, że podczas ich nieobecności ktoś w willi „gospodarował”. Bywało, że nie mogli odnaleźć przedmiotów, które tam z całą pewnością pozostawili, albo zmieniły one miejsce. I może dlatego, choć dom był urokliwy i pięknie położony, postanowiono go sprzedać, a uzyskanymi w ten sposób pieniędzmi podzielić się. Ten dom miał w sobie coś złego, tak twierdziła sama Dorota, bo nieoczekiwany spadek poróżnił mocno jej krewnych. Żeby rozwiązać ten problem, postanowiono go sprzedać i podzielić się pieniędzmi, które szybko się rozeszły, bo widać były niepobłogosławione! Zanim wystawiono willę na sprzedaż, rodzina postanowiła ją wysprzątać od strychu do piwnic.
Część starych mebli wyrzucono, nie zdając sobie sprawy z ich antykwarycznej wartości. Ostały się tylko nieliczne, te, które zdaniem spadkobierców mogły się jeszcze na coś przydać. W kuchni stał wiekowy (dosłownie!) kredens, który też podzielił los innych „staroci”, bo był pożółkły i brzydki, ale to w nim ktoś ze sprzątających znalazł list skierowany do ciotki Anny. Czy ona go znalazła i przeczytała, tego nie wiadomo. List bez daty napisany był po niemiecku i w pierwszej chwili krewni Anny chcieli go wyrzucić, ale za radą sołtysa zanieśli go do księdza proboszcza, który go przetłumaczył.
Poprzedni właściciel willi, niejaki Johann Schmigel, dziękował Annie za to, że w burzliwym wojennym czasie pokochała jego syna Franza. Syn Schmigla zginął podobno pod koniec wojny koło Berlina, ale ojciec w to nie wierzył i wciąż czekał na powrót swego jedynaka. Wtedy krewni Doroty przypomnieli sobie ów niechlubny, ich zdaniem, epizod z życia Anny, o którym woleli nikomu nie wspominać!
Nowy nabywca willi znalazł się bardzo szybko, był to ktoś z miejscowych, ale i on nie pomieszkał w niej długo. Ciągle uskarżał się na dziwne, nocne hałasy. Choć naprawił wszystkie okna i drzwi, zdarzało się, że po domu hulały jakieś przeciągi i „zawodziło” coś w kominku. Wszystkie te zjawiska nasilały się wieczorem i nocą. Po kilku latach nowy właściciel uznał, że w willi nie da się mieszkać i sprzedał ją znajomemu z Niemiec. Ten przyjeżdżał do S. tylko latem i przez większą część roku dom stał pusty.
Kiedyś pojawił się niespodziewanie przed Świętami Wielkanocnymi i zastał dom doszczętnie splądrowany. W piwnicy na wino ktoś odkrył spory schowek w ścianie, który teraz był pusty. Wtedy okazało się, że jakimś dziwnym trafem wszyscy w okolicy wiedzieli, iż pierwszy właściciel willi Johann Schmigel był człowiekiem bardzo majętnym i „poszukiwacze skarbów” od lat pragnęli dotrzeć do jego tajnej skrytki. Czy w tym domu straszyli oni, czy też były to jednak „prawdziwe” duchy? Czy złodzieje znaleźli w piwnicznej skrytce coś cennego, a może ubiegła ich ciotka Anna, bo miała zamiar uporządkować i zagospodarować swoją posesję, a żadnych znaczących oszczędności nie miała? Tego dziś się już nie dowiemy!

Komentarze

Dodaj komentarz