Dzwonki pasterskie
Dzwonki pasterskie

– Czary to czy cuda? – zapytywali ludzie, aż szepty doszły do uszu zdesperowanego żorskiego burmistrza. Zaraz też kazał on przywołać chłopca. Maciek szedł na ratusz na łamiących się nogach, bo wiedział, jaki los spotkał miejskich pastuszków. Wkrótce stanął przed srogim obliczem najważniejszej osoby w mieście.
– Powiedz zaraz jakich czarów użyłeś, żeby odpędzić węże, bo i tak kara cię nie minie! – huknął srogo pan burmistrz.
– Ja nic, ja żadnych... to tylko dzwoneczek... mały, krowi dzwoneczek... – jąkał chłopiec, ale w końcu opanował się i opowiedział jednym tchem o dzwoneczku staruszki.
– Zobaczymy, czyś nas nie okłamał, gnaj krowę na pastwisko! – rozkazał miejski dostojnik, sam zaś z rajcami poszedł na mury, żeby z daleka obserwować poczynania Maćka. Burmistrz miał gromadkę własnych dzieci, dlatego żal mu się zrobiło chłopaka, ale musiał być sprawiedliwy wobec wszystkich, modlił się jednak w duchu, by chłopcu nic złego się nie stało. Równie niewesołe myśli przelatywały przez głowę Maćka, ale spełnił życzenie burmistrza.
Dochodził już do samego lasu i zamierzał zawrócić, kiedy spośród krzaków wyszła ta sama, co kiedyś babuleńka. – Wiem czym się trapisz, ale tylko ty możesz pomóc swemu miastu – powiedziała. – Trzeba zrobić wielki dzwon, wtopić weń dzwoneczek twojej krowy i zawiesić na wieży kościoła, ale głos z tego dzwonu popłynie dopiero wtedy, kiedy ludzie się poprawią. W waszym miasteczku kwitnie pycha, króluje pieniądz, nikt nie pomoże swoim biednym bliźnim. Pamiętaj tylko wtedy...
I babcia zniknęła równie szybko, jak się pojawiła. Chłopiec przekazał jej słowa burmistrzowi, ale ten spełnił tylko pierwszą część dotyczącą dzwonu, sam zaś dotknięty ostatnimi słowami babci, nie kwapił się z ich ogłoszeniem. I, jak zapowiedziała staruszka, dzwon milczał. Zadzwonił dopiero wtedy, kiedy wszyscy w mieście uznali swoją winę i obiecali się poprawić.
– Bim-bam, bim-bam! – dzwonił czysto i srebrzyście, a na ten odgłos zaczęty wypełzać z miasta węże. Jak dużo ich było, może świadczyć fakt, że zostawiły na swojej drodze pas obdarty z zieleni.
Wszystko to działo się przed wieloma, wieloma wiekami, ale od tej pory nie ma węży w żorskich lasach, a i ludzie tutejsi słyną z gościnności i otwartości serca na czyjeś nieszczęścia i kłopoty. Należy jeszcze dodać, że srogi pan burmistrz okazał się dobrym protektorem Maćka, który dzięki jego pomocy, został po latach nie byle kim, bo miejskim strażnikiem.
Uważny Czytelnik zapyta zapewne kim była babulka z opowieści o wężach. Choć znane są mi trzy wersje tej historii, żadna z nich o tym jednak nie mówi. Możemy jedynie przypuszczać, że mógł to byś jakiś duch opiekuńczy miasta lub też ktoś, komu na sercu leżało dobro wszystkich mieszkańców, nawet tych najbiedniejszych. Zważywszy na fakt, że postać owa pojawiała się zawsze w pobliżu lasu, mogła to też być jakaś osoba parająca się magią i ukrywająca się w lesie.
Zapewne takich przypuszczeń można wysnuć o wiele więcej, ale jak było naprawdę, tego się już nie dowiemy.

PS. Istnieje jeszcze jedna opowieść o cudownym dzwonie wypędzającym węże z lasów. Kiedy byłam dzieckiem, mówiono, że gdzie słychać dzwon z Orzesza, tam nie ma węży. Jak widać jest to wątek wędrujący po okolicy.
Moja babcia, która opowiedziała mi tę historię, poznała ją dopiero wtedy, kiedy w latach 20. ubiegłego wieku przyprowadziła się do Żor. Opowieść o wężach w żorskich lasach po raz ostatni słyszałam na początku lat 70.
Ile jest prawdy w tym, że węże w żorskich lasach nie występują? Mówiąc węże, osoby opowiadające miały na myśli groźną żmiję zygzakowatą i ta w okolicy nadal występuje, choć tylko w niektórych miejscach. Do takich należą las Baraniok, a także stoki pagórków leśnych w innych okolicznych lasach, o ekspozycji południowej lub południowo-zachodniej, bo żmije lubią tereny suche i ciepłe. Jeżeli chodzi o lasy między Żorami a Palowicami czy Woszczycami, które czasem nazywa się żorskimi, to występuje tam wiele miejsc podmokłych. Są to stawy pocysterskie i lokalne obniżenia z wodą gruntową. Kiedyś rosło tam nawet bagno zwyczajne (po żorsku: bagyńć). Roślina ta, będąca pod ścisłą ochroną, odstrasza mole i jest znanym środkiem zielarskim. Takie warunki odpowiadają zaskrońcom, które do przeżycia potrzebują wody. Zaskrońce, jak i żmije, rzadko występują na tym samym terenie i raczej żyją obok siebie.

Komentarze

Dodaj komentarz