Zła pani na Pawłowicach / Elżbieta Grymel
Zła pani na Pawłowicach / Elżbieta Grymel

Owej złej pani z Pawłowic opowieści ludowe przypisują wiele przestępstw, nawet natury kryminalnej! Na przykład: picie krwi małych, niewinnych dzieci, które pozostawione bez opieki chociaż na chwilę, w tajemniczy sposób znikały z chat położonych w jej włościach. Jak chcą niektórzy opowiadający, pawłowicka dziedziczka zażywała także kąpieli we krwi młodych, wiejskich dziewczyn, a wszystko to czyniła po to, żeby utrzymać swoją niesamowitą urodę. Zwłoki zabitych dzieci i wykrwawionych dziewcząt miano chować w przepastnych piwnicach pod dworem.
Uroda pawłowickiej dziedziczki gasła jednak z dnia na dzień i żeby zatrzymać ten proces, wdała się ona w końcu w konszachty z diabłem i coraz bardziej gnębiła swoich poddanych, żeby się jemu przypodobać! Po jej śmierci podobno sam najważniejszy diabeł porwał ją do piekła. Mieszkańcy wsi rzekomo widzieli jak wiózł jej trumnę na platformie zaprzęgniętej w cztery rogate i czarne jak smoła biesy, choć niektórzy twierdzili, że były to tylko czarne woły. Jak wspominali starzy ludzie, po śmierci dziedziczki podziemia pod dworem zostały zasypane, ale kto to uczynił – nie wiadomo. Byli też tacy, którzy twierdzili, że same zapadły się z wielkim hukiem, żeby nikt już do nich nie wchodził! Wiele lat później nowi właściciele wsi robili generalny remont starych zabudowań i w jednej z przybudówek natknęli się na dwie wielkie, dębowe beczki wybite we wnętrzu niesamowitą ilością gwoździ. Mieszkańcy wsi od razu domyślili się, czemu mogły służyć!
Niedługo potem do właścicieli dworu zgłosiła się ponad osiemdziesięcioletnia kobieta, która twierdziła, że kiedy w czasach swej młodości służyła we dworze, pani często wzywała medyka, który upuszczał krew młodym służącym. Rzekomo miało to zapobiec ekscesom natury intymnej. Kiedy jednak kilka służących zniknęło bez śladu, owa kobieta uciekła do krewnych w Czechach i w ten sposób uratowała swe życie. Czy te historie mogły być prawdziwe? Drodzy Czytelnicy osądźcie sami.
Najczęściej powtarzaną do dziś jest jednak opowieść o klątwie rzuconej na dziedziczkę i wyjaśnia ona, dlaczego ziemia nie chciała przyjąć jej zwłok. Kobieta ta pobiła kiedyś niewinne małe dziecko, tylko dlatego, że nieświadomie weszło na dziedziniec dworski i upadło prosto pod nogi spacerującej pani. Każda normalna kobieta pospieszyłaby dziecku z pomocą, ale dziedziczka wpadła w szał i tłukła maleństwo gdzie popadło! Uratował je dopiero jeden ze sługusów owej złej pani, wynosząc je z podwórka, za co mu się od rozwścieczonej pani zdrowo dostało! Skatowane dziecko zmarło po kilku dniach, a jego matka przeklęła pawłowicką dziedziczkę, która znalazła wieczny spoczynek dopiero w bagnisku koło stawu Bagiynek w lesie Baraniok, dokąd jej zwłoki zawiozły wspomniane wyżej czarne woły. Starzy baranowiczanie twierdzili, że czasem jej zjawa pojawia się jeszcze w okolicy tego nieistniejącego już stawu i biada temu, kto ją zobaczy, bo długo nie pożyje!

PS. Opowieści ludowe nie precyzują kiedy owa dziedziczka-sekutnica żyła i czy należała do słynnego rodu Pawłowskich, a był to ród niezmiernie zacny. Jego najbardziej znany przedstawiciel Stanisław Pawłowski (cz. Stanislav Pavlovsky), żyjący w latach 1545-1598, jako szlachcic śląski pełnił różne funkcje dyplomatyczne w Królestwie Czeskim. W latach 1579-1598 był arcybiskupem ołomunieckim, a przez cztery ostatnie lata życia (niektórzy historycy twierdzą, że tych lat było aż siedem!) sprawował urząd prymasa całych Czech.

Komentarze

Dodaj komentarz