Antoni Fojcik (trzeci z prawej) Złotego Sokoła odebrał w towarzystwie swoich kolegów z toru. W sali klubowej Klubu Olimpijczyka pojawili się Andrzej Wyglenda, Jerzy Wilim i Bronisław Reinhold / Materiały prasowe
Antoni Fojcik (trzeci z prawej) Złotego Sokoła odebrał w towarzystwie swoich kolegów z toru. W sali klubowej Klubu Olimpijczyka pojawili się Andrzej Wyglenda, Jerzy Wilim i Bronisław Reinhold / Materiały prasowe

Klub Olimpijczyka Sokolnia od kilku lat przyznaje Złote Sokoły. To odznaczenie klubowe, które otrzymują osoby osiągające wysokie wyniki sportowe bądź działające na rzecz Klubu. Trafiło ono właśnie do znakomitego żużlowca Antoniego Fojcika, odnoszącego największe sukcesy w latach 60. i 70. ubiegłego wieku.

Złotego Sokoła wręczył panu Antoniemu Aleksander Larysz, prezes Klubu Olimpijczyka Sokolnia. Uroczystość odbyła się w salce klubowej, chociaż miało być inaczej. – W tym roku nasz Bal Olimpijczyka został zorganizowany pod hasłem 85. lat żużla w Rybniku. Jednym z głównym gości miał być nasz członek Antoni Fojcik. Przed samym balem zadzwonił jednak, że kupił sobie nowy garnitur, ale jak go ubierał, to wypadł mu dysk i na balu pojawić się nie może. Umówiliśmy się wtedy, że jak wyzdrowieje, to zorganizujemy specjalne spotkanie, podczas którego Złoty Sokół do niego trafi. I tak się właśnie stało – tłumaczy Larysz.

Antoni Fojcik, urodził się w 1949 roku w Przegędzy, a swoją karierę żużlową rozpoczął w 1967 roku. Trwała ona 15 lat. W tym czasie wywalczył z rybnicką drużyną 10 tytułów Drużynowego Mistrza Polski. – Moja kariera żużlowca, to już są odległe czasy. Dzisiaj na mieście zdarzy się, że jeszcze ktoś mnie rozpozna, ale są to osoby z roczników pięćdziesiątych – śmieje się pan Antoni i dodaje: – W naszych czasach żużel bardziej przypominał sport. Musieliśmy być bardzo sprawni, tor nie był tak równy jak obecnie, były dziury, kałuże i nikt nie mówił, że nie pojedzie. A proszę mi uwierzyć, że jak się przejechało przez taką kałuże, to przeciwnika nie było widać – twierdzi laureat Złotego Sokoła.

Jak mówi, nadal interesuje się żużlem, śledzi wyniki rybnickiej drużyny. Żałuje tylko, że obecnie kibic ma ograniczony dostęp do swojego ulubionego zawodnika. Za jego czasów było inaczej. – Każdy mógł przyjść do parkingu i zamienić z zawodnikiem dwa zdania. Dziś przypomina to wszystko trochę legię cudzoziemską. Czasami zawody się nie skończą, a żużlowców już nie ma w parkingu. Nie ma ducha drużyny. To oczywiście tylko moje odczucia. Nie chcę nikogo oceniać, ale mam takie wrażenie, że kiedyś panowała zasada: jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Dziś tego mi brakuje – przyznaje Antoni Fojcik, który przez kilka lat był również toromistrzem.

Pytany, czy gdyby ponownie miał 15 lat, zdecydowałby się na uprawiania żużla, szybko odpowiada: – Bez jakiekolwiek zastanowienia. Dla mnie była to pasja. Nie jeździłem dla pieniędzy, wtedy ważne były zupełnie inne idee – dodaje na zakończenie jeden z najbardziej utytułowanych rybnickich żużlowców.

Galeria

Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt

Komentarze

Dodaj komentarz