Podciep u Kuklw / Elżbieta Grymel
Podciep u Kuklw / Elżbieta Grymel

Kiedy wróciła do domu, to w kołysce zamiast jej wychuchanego Alojziczka siedziało jakieś pokraczne stworzenie! Głowę ten straszek miał wielką jak balon, oczka małe, zezowate (Alojziczek miał piękne, duże i ciemne jak borówki!), usta szerokie jak u żaby, a ciało malutkie jak noworodek, ale nie był świeżo urodzony, bo potrafił sztywno siedzieć i jak się potem okazało także biegać!
Młoda kobieta nie mogła uwierzyć własnym oczom. Wycofała się z izby i pobiegła po babcię swego męża. Starsza pani mieszkała na tyłach głównego budynku, za letnią kuchnią, więc trochę czasu upłynęło zanim obie kobiety zjawiły się w izbie młodych Kuklów.
– Ło Ponboczku, podciep! – jęknęła starka na widok stworzenia, które siedziało w kołysce i smacznie się oblizywało, a potem głośno beknęło.
– Kaj je mój Alojziczek, powiydźcie mi starko! Kaj go mom szukać! Hanek mie zabije, bo jo mu bajtla straciła! Poradźcie cosikej, godejcie, co robić! – płakała młoda matka.
– Isto go Połednica abo Mamona zebrała! Teroz yno musisz czekać, aże go nazod prziniesie! Wylazła żeś dziołcho ze izby bez te prawe połednie, a łone wtynczos smykajom sie po świecie, a ludziom szkłodzom.
– Kej jo słyszała jakiś wołani łod fortki!
– To już łona być musiała! – przypuszczała starka. – A możnej żeś się kerymu kwoliła, że mosz gryfne dzieciontko, a łona to mogła słyszeć?!
– Ja starko, jo zgrzyszyła, boch sie przekwolała przed kowolkom, jaki nasz syneczek je piykny a wizgerny... Jako jo gupio była! – I młoda kobieta wybuchnęła płaczem.
– Płakani tu nic niy pomoże, jak Hanik przidzie ze szychty, to pośli go po baba spod lasa! – poradziła starka i wróciła do swojej pracy. A młoda została z podciepem sama. Z początku bała się do niego zbliżyć, ale w końcu się przełamała.
– No, bo co mi też może zrobić taki mały?
Przyszło jej do głowy, że jak ona nie zrobi podciepowi krzywdy, to kiedy jego matka po niego przyjdzie, to z pewnością odda jej Alojziczka całego i zdrowego. Młoda mamulka chciała tego szkaradnego dzieciaka pogłaskać po głowie, ale on odsunął się od niej i wyszczerzył zęby. A to się kobieta przestraszyła, bo Alojziczek ząbki miał zaledwie dwa, a to dziwne stworzenie miało ich pełną gębę i były ostre i szpiczaste!
Kiedy Hanik wrócił z pracy, żona opowiedziała mu o wszystkim, a potem chciała mu podać obiad, ale garnek stojący na piecu był pusty. Wtedy przypomniała sobie, że kiedy weszła do izby ze starką, podciep oblizywał się i bekał, jakby najadł się do syta. Głodny Hanik pognał po babę spod lasu, a jego żona wstawiła wodę, żeby ugotować krupy na kolację. Baba przybiegła migiem i zmęczony Hanik ledwo za nią nadążał. Niosła w dłoni poświęconą leszczynową gałązkę i już w progu wręczyła ją młodej Kuklinej.
– To je poświyncony prontek, Chyć tego podciepa i pier go, aż krew sikać bydzie! – rozkazała, ale młoda matka nie potrafiła się przełamać, więc baba sama zaczęła smagać małe straszydło, które szybko wyskoczyło z kołyski i biegało po izbie drąc się wniebogłosy. Kiedy starsza kobieta się zmęczyła, zastąpił ją Hanik. Teraz on uganiał się za podciepem, który odbijał się od ziemi i skakał po domowych sprzętach. Dopiero po upływie godziny, coś zaszumiało w sieni, drzwi same się otwarły i do izby weszła wysoka szpetna baba o rozlewającym się obliczu. Niosła w ramionach ich małego Alojziczka. Wrzuciła go do kołyski, a podciep sam wskoczył w jej objęcia. Znowu zaszumiało i oboje zniknęli.
Uszczęśliwieni rodzice skoczyli ku swojemu synkowi, ale dziecko było tak przestraszone, że rozpłakało się na ich widok. Baba spod lasu uznała, że Połednica, która uprowadziła dziecko, musiała go zaczarować, więc dała im woreczek z poświęconym zielem i kazała zrobić z niego odwar, a potem napoić nim dzieciaka. Mały Alojziczek chorował przez trzy dni i miał wysoką gorączkę, ale potem jakoś doszedł do siebie.
Zapewne chcielibyście wiedzieć, dlaczego Połednica zwróciła chłopca rodzicom. Otóż, jak twierdziła baba spod lasu, żadna matka, nawet demonka, nie potrafi zostawić swojego dziecka, jeżeli dzieje mu się krzywda. Alojziczek był piękniejszy od jej dziecka, ale tak naprawdę to ona kochała swoją szkaradę, bo była jej własna.

Komentarze

Dodaj komentarz