Co robi diabeł przy samobójcy

Temu chłopakowi całe życie szło pod „górkę”. Jego ojciec lubił wypić, a potem awanturował się w domu po nocy. W nauce Zdzich osiągał słabe wyniki, dlatego nie był lubiany przez nauczycieli, którzy uważali, że jest zdolny, ale leniwy. Jednak najgorsze było to, że jak w szkole coś złego się stało, to nigdy nie szukano winnych, tylko od razu mówiono, że to jest dzieło Zdzicha lub jego młodszego brata, Leszka, choć nie zawsze była to prawda. Obaj chłopcy skończyli jakimś cudem szkołę zawodową, a potem upomniało się o nich wojsko polskie. Leszek, choć z trudem, odsłużył swoje i wrócił do cywila i do grona swoich przyjaciół, którzy cały czas po pracy spędzali w miejscowych barach. Zdzichowi poszło gorzej, bo ciągle popadał w konflikty ze swoimi dowódcami. Jeszcze w czasie służby wojskowej poznał fajną dziewczynę i założył rodzinę, jednak ich szczęście nie trwało długo. Po kilku latach względnego spokoju, Zdzich rozpił się i poszedł w ślady swego ojca. Interwencjom policji zdawało się nie być końca, potem sprawa trafiła do sądu i mój znajomy dostał kilka miesięcy odsiadki. Wtedy postanowił to zrobić, bo uznał, że nie ma po co żyć...

Z chwilą kiedy zdecydował się na taki czyn, myśli samobójcze nawiedzały go co dnia, nie mógł się od nich opędzić! Zdzich jednak nie szukał pomocy, jakby uznał, że tak musi być! Tego feralnego dnia, miał wrażenie, że ktoś za nim chodzi i śledzi go krok w krok,wtedy też podjął ostateczną decyzję, po której nie było już odwrotu. Opowiadał mi potem, że nagle zobaczył jakiegoś jegomościa z widłami w ręku i ze zgrozą spostrzegł, że to jest jakby on sam, albo ktoś bardzo do niego podobny. Zjawa ruszyła na niego, dźgając go widłami prosto w oczy! Co było potem, tego już nie pamiętał. Ocknął się dopiero na jakimś dziwnym polu. Ziemia tam była sucha, spękana i gorąca, a on musiał przez nie przejść. Potem zrobiło się bardzo zimno, a on był bosy i prawie nagi. Lodowaty chłód przenikał jego ciało. I cały czas dręczył go jakiś dziwny niepokój, jakby zapomniał czegoś zrobić, od od tego bardzo wiele zależało, ale co to było, nie potrafił sobie przypomnieć i to było jak najgorsza tortura! Droga przez owo dziwne pole wlekła się niemiłosiernie. Czasem miał wrażenie, że nogi wrastają mu w ziemię i nie może nimi ruszyć i choć szedł już bardzo długo, krańca nie było widać...

Po kilku dniach obudził się na oddziale intensywnej terapii. Udało się uratować mu życie, ale do równowagi psychicznej wracał bardzo długo i często wspominał przerażenie, jakie towarzyszyło mu podczas drogi przez owe płonące, a potem pokryte lodem pole. Jak twierdził, doznawał też wtedy bardzo silnego fizycznego bólu. Kiedy się wybudził, lekarze stwierdzili na jego nogach, szczególnie na stopach, dziwne czerwone plamy, które pozostały mu do końca życia. Po tym zdarzeniu mój znajomy bardzo się zmienił. Kiedy zdawało się, że jego życie zaczęło się wreszcie układać, nagle pojawiły się kłopoty zdrowotne. Zdzich zmarł kilka lat temu na skutek powikłań po banalnym, jak się wydawało, przeziębieniu. Ostatni raz spotkaliśmy się w poczekalni przychodni, gdzie obydwoje czekaliśmy w kolejce do lekarza. Wtedy poprosił mnie, żebym kiedyś opisała jego historię ku przestrodze innych, aby nie zmarnowali swojego życia tak jak on.

– Kiedy byłem młody i zdrowy, to gardziłem swoim życiem, a teraz kiedy zabrakło zdrowia, chciałbym jeszcze pożyć! – tak brzmiały jego ostatnie słowa skierowane do mnie.

 

 

PS. Długo zastanawiałam się czy poruszyć ten temat, ale po wielu przemyśleniach doszłam do wniosku, że Zdzich miał rację, twierdząc, że jego życie może posłużyć za przestrogę dla innych. Jednak jakby spojrzeć na całokształt z drugiej strony, to cudze doświadczenia są dla nas, jak cudze swetry, czasem za duże, kiedy indziej za małe i rzadko bywają w sam raz, dlatego proszę, drodzy czytelnicy oceńcie w swoich sumieniach powyższą opowieść sami, a potem podzielcie się ze mną swoimi przemyśleniami pisząc komentarze.

Komentarze

Dodaj komentarz