Straszek na plebanii / Elżbieta Grymel
Straszek na plebanii / Elżbieta Grymel

Posiedziała u nich dwa dni, a ponieważ nie miała tam nic ciekawego do roboty, postanowiła, że wróci do domu jeden dzień wcześniej niż planowała. Wtedy ciotka Marta, u której moja ciocia się wtedy zatrzymała, wpadła na pomysł, żeby odwiedzić jeszcze krewnych w pobliskiej miejscowości. Kuzyni mojego dziadka mieszkali w O. już kilkanaście lat, od kiedy wujek Ziga został tam proboszczem. Dwa lata później dołączyła do niego jego owdowiała siostra Alma, która zajęła się księżowskim gospodarstwem. Obie cioteczki (Marta i Felicja) zjawiły się u nich zaraz po porannej mszy. Gospodarze byli gościom niezmiernie radzi, bo były wakacje i czas płynął bardziej leniwie, więc rzadko ktoś do nich zaglądał. Kobiety pomogły Almie przygotować tzw. „obiad z szykanami”, jak mawiał wujek Ziga, a potem wszyscy czworo zasiedli w altance, stojącej w farskim ogrodzie, do jakiejś gry planszowej i zabawiali się tak aż do kolacji. Po skromnym posiłku składającym się ze swojskiego chleba z masłem, miodu i domowej marmolady, wujek oddalił się do swego pokoju, gdzie odmawiał przepisane na ten dzień modlitwy, a trzy kobiety zaczęły przygotowywać nocleg. Ustalono, że ciotka Marta będzie dzielić łoże z ciotką Almą, ale długo zastanawiano się, gdzie położyć Felicję. W końcu młoda panienka sama podsunęła rozwiązanie. Zauważyła, że za kuchnią znajduje się malutka alkowa, a niej stary szezlong.
– Tam mogę chrapać do woli i żadnego z was nie obudzę! – zażartowała.
Nie umknęło jednak jej uwadze, że rodzeństwo krewniaków spojrzało na siebie porozumiewawczo, dlatego dodała:
– Z tym chrapaniem to tylko żartowałam!
– To nie o to chodzi... – zaczęła ciotka Alma, lecz nie dokończyła, bo ktoś zadzwonił do drzwi wejściowych.
Po chwili ciotka wróciła, mówiąc, że to jacyś ludzie pomylili drogę, ale poprzedniej rozmowy już nie wróciła.
Felicja zaś przebrała się w strój nocny, który przezornie zabrała ze sobą, odmówiła modlitwy za zmarłych i żyjących, a potem położyła się spać. Po jakimś czasie obudził ją ruch w kuchni. Nadal panował tam mrok, ale w świetle księżyca, które padało przez jedyne okno, ujrzała niewysoką starszą panią, która miotała się po pomieszczeniu, jakby była ogromnie wzburzona. Stukała garnkami, otwierała szuflady, dzwoniła sztućcami i pobrzękiwała szklanymi naczyniami. Felicji wydało się dziwne, że ciotka Alma nie wspomniała o dodatkowym gościu, ale potem przypomniała sobie porozumiewawcze spojrzenie, jakie ciotka wymieniła z wujkiem, więc zrozumiała, że zapewne o to chodziło! Dlatego obróciła się na drugi bok i próbowała zasnąć. Hałasy w kuchni ucichły dopiero, kiedy zaczęło świtać, dlatego Felicja obudziła się bardzo późno. Szybko się ubrała i wyruszyła na poszukiwanie krewnych. Siedzieli już w altance przy śniadaniu.
– Jak się spało? – zapytała ciotka Marta.
– Całkiem dobrze! – odpowiedziała dziewczyna. – A jeszcze lepiej wyspałabym się, gdyby ta starka w kuchni tak garami nie tłukła...
– Widziałaś ją? – nie wytrzymała ciotka Alma.
– No, a właściwie, kto to był i czemu jej tu nie ma? – zapytała mocno zdezorientowana Felicja i ciotka Alma, choć niechętnie, musiała jej wyjawić całą prawdę.
Kiedy wujek Ziga przyjechał do O. gospodyni poprzedniego proboszcza powiedziała mu, że na plebanii straszy, bo goście, którzy spali w alkowie skarżyli się na nocne hałasy w kuchni, ale wujek jej nie uwierzył i nikomu o tym nie wspomniał. Sprawa powróciła dopiero, kiedy przyprowadziła się ciotka Alma. Już pierwszej nocy pognała przerażona do brata, twierdząc, że widziała w kuchni zjawę, jednak wujek , który wszedł tam chwilę później, nie zastał tam nikogo, więc potem przez dłuższy czas pokpiwał sobie z siostry. Od tego czasu alkowa stała pusta i nikt tam nie spał, dopiero poprzedniej nocy położyła się tam Felicja.
Co się stało z nawiedzającym malutką plebanię duchem – nie wiadomo, bo pod koniec wojny budyneczek uległ całkowitemu spaleniu, a nowe probostwo postawiono w całkiem innym miejscu.

Komentarze

Dodaj komentarz