Bartek zwłok kolegi nie przenosił, ale ślady zacierał

Bartosz P., nastolatek, który jako jedyny wyszedł cało z feralnego wypadku drogowego w którym zginęło dwóch jego kolegów, a kierowca - sprawca całego zdarzenia - powiesił się, został skazany przez sąd. Przed Temidą nastoletni mieszkaniec Czerwionki-Leszczyn odpowiadał za pomoc sprawcy wypadku i zacieranie śladów poprzez m.in. odrzucenie telefonu komórkowego jednej z ofiar.

- Sąd Rejonowy w Rybniku uznał oskarżonego za winnego zarzucanego mu czynu i skazał go za to na karę 10 miesięcy pozbawienia wolności, zawieszając wykonanie tej kary na okres próby wynoszący trzy lata. Wymierzono mu też grzywnę 50 stawek dziennych po 20 zł oraz obciążono kosztami postępowania w części - mówi sędzie Tomasz Pawlik, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego.

Wyrok nie jest jeszcze prawomocny, nie zostało także sporządzone pisemne uzasadnienie wyroku.

Co więcej sędzia orzekający w tej sprawie zdecydował także o objęciu Bartosz P. dozorem kuratora. - Jednocześnie oskarżony został zobowiązany do informowania kuratora co sześć miesięcy o przebiegu próby - mówi sędzia Pawlik.

Przypomnijmy, do tragicznego wypadku w Czerwionce doszło w styczniu tego roku. Samochód, którym z osiemnastki kolegi wracało czterech nastolatków, uderzył w przydrożny słup. Z ustaleń poczynionych już po wypadku przez śledczych wynikało, że z przodu siedzieli Dawid D. i Bartosz P., z tyłu Jakub L. i Paweł C.

Prowadził 17-letni wówczas Dawid. Na ulicy 3 Maja, tuż obok bramy byłej kopalni Dębieńsko, auto prowadzone przez nastolatka wpadło w poślizg i uderzyło w słup. Siedzący z tyłu Jakub i Paweł zginęli, Bartosz i Dawid uciekli z miejsca wypadku. Nastolatek, który prowadził pojazd, jeszcze przed zatrzymaniem odebrał sobie życie, wieszając się na drzewie kilometr od miejsca wypadku. Wcześniej przeciągnął ciało jednego z kolegów, które siła uderzenia wyrzuciła z pojazdu, i wrzucił je na siedzenie kierowcy.

Bartosz P. został oskarżony o pomoc sprawcy wypadku i zacieranie śladów poprzez m.in. odrzucenie telefonu komórkowego jednej z ofiar. Początkowo mówiło się, że może on także usłyszeć zarzut nieudzielenia pomocy kolegom oraz przenoszenia zwłok. Ostatecznie po analizie zapisu z monitoringu, który objął miejsce wypadku, prokuratura zdecydowała się na ograniczenie zarzutów. Na nagraniu dokładnie widać, że ciało przenosił wyłącznie Dawid D. Bartosz P. w ogóle nie podchodził do ciała, nie pomagał w przenoszeniu zwłok. Ale też nie powstrzymał kolegi. Co więcej, otworzył drzwi od strony kierowcy!

Bartosz P. nie przyznał się do żadnego z zarzucanych mu czynów. W czasie pierwszej rozprawy odmówił składania zeznań i nie chciał odpowiadać na pytanie. Na sali sądowej odczytał jedynie krótkie oświadczenie, w którym wyraził swój żal. - Nie pomagałem Dawidowi. Otworzyłem drzwi, żeby zgasić stacyjkę w aucie, aby nie doszło do pożaru - przekonywał w sądzie.

Na nagraniu nie widać, by Dawid i Bartosz próbowali przeprowadzić jakąkolwiek akcję reanimacyjną. Ale, jak ustalili biegli, dwaj chłopcy zginęli w momencie uderzenia auta w słup. Żadna akcja reanimacyjna prawdopodobnie i tak by im nie pomogła.

- Na nagraniu widać jednak moment, kiedy Bartosz coś podnosi z ziemi i odrzuca na bok. I przypuszczamy, że był to telefon pokrzywdzonego, który potem znaleźliśmy w pewnej odległości od miejsca zdarzenia, a który to biały telefon widzieli przy chłopaku świadkowie - mówiła nam niedawno Malwina Pawela-Szendzielorz, zastępca Prokuratora Rejonowego w Rybniku.

Komentarze

Dodaj komentarz