Jak Skarbnik ze starką Waloszkulą tańcował cz. 2

W pewnym momencie stwierdziła, że ganek, skręcił nagle w lewo. I Anna zobaczyła pracujących górników. Krzyknęła kilka razy prosząc o pomoc, ale oni nie zareagowali zupełnie jakby jej nie słyszeli. Jak to możliwe, zastanawiała się, i skierowała swoje kroki w tę stronę, ale po chwili uderzyła się boleśnie w głowę. Od pracujących w kopalni dzieliła ją dziwna, niewidoczna ściana. Baba najpierw pokrzyczała i postukała w nią, ale potem, kiedy nie było żadnej reakcji z tamtej strony, doszła do wniosku, że traci cenny czas i powędrowała dalej. Wkrótce siły zaczęły ją opuszczać i zrezygnowana usiadła na kamieniu leżącym przy ścianie podziemnego chodnika. Wtedy stał się cud: w dali zamajaczyło nikłe światełko! Zerwała się na równe nogi i resztką sił dobiegła do celu, była wolna! Przed nią rozciągały się pola, a za nimi ujrzała dachy górniczej osady.

– A to sie mój stary bydzie dziwowoł, jak mu ło wszyjskim porozprowiom...

Anna zdjęła z głowy chustkę i zawiesiła ją na krzaku, który rósł przy wejściu do starej sztolni, a potem nabrawszy powietrza w płuca, rzuciła się biegiem do domu. Kiedy wpadła do kuchni, starzyk Wiluś bardzo się przestraszył, bo jego ślubna bardziej była podobna do upiora niż do statecznej kobiety, włos miała rozwiany i potargany, odzienie podarte, a obsypane czarnym pyłem. Na dowód, że nie jest zjawą, Anna musiała się przeżegnać i odmówić krótką modlitwę, bo inaczej starzyk Waloszek nie wpuściłby jej do domu!

Dopiero potem, kiedy usiadła, dowiedziała się, że poszukiwano jej od dwóch dni i większość sąsiadów uważała, że już nie żyje. Wieść o jej powrocie rozbiegła się po osadzie lotem błyskawicy. Zaraz też zbiegło się sporo ludzi. Wysłuchawszy jej opowieści, postanowili sprawdzić, czy też żona ich kamrata mówi prawdę, dlatego gromadą pociągnęli ku dolinie, gdzie rosły cztery brzozy. To tam, według opowieści Anny, miało się znajdować wyjście z podziemi. Niestety, mimo dokładnego przeszukania terenu, niczego nie znaleźli. Nie było też chustki, więc gotowi byli uznać, że baba wszystko wymyśliła. Już wracali do domu, kiedy dogonił ich „głupi Bartoń” i pokazywał na migi, żeby zawrócili. Poprowadził ich w stronę skałek i wskazał im chustę Anny tkwiącą w jednej z nich. Wyglądało to tak jakby skała zamknęła się i przytrzasnęła ją, bo chustki nie można było wyjąć.

Ludzie długo zastanawiali się nad tym, kim mogli być górnicy, których starka widziała w kopalni. Rachunek był prosty: Anna zaginęła w sobotę wieczorem, a wróciła do domu w poniedziałek, więc pod ziemią przebywała przez niedzielę, a wtedy nikt z załogi nie pracował. W końcu stary bergmon (górnik) Tomanek odważył się powiedzieć głośno, że kobieta widziała tych, którzy poszli na wieczną szychtę, czyli zginęli w kopalni, dlatego jej nie słyszeli, ani też nie mogli jej pomóc.

 

Co do starki Anny, to trzeba przyznać, że po tej przygodzie znacznie złagodniała, choć czasem wypsnęło się jej ostrzejsze słowo, ale zaraz się pomiarkowała i przepraszała. Przez to życie starzyka Waloszka stało się lżejsze. 

Komentarze

Dodaj komentarz