Obraz po pożarze / Ireneusz Stajer
Obraz po pożarze / Ireneusz Stajer

To może być przełomowy dowód w śledztwie dotyczącym pożaru w zakładzie utylizacji opon przy ulicy Kleszczowskiej. Bronisław Pruchnicki, pełnomocnik prezydenta Żor ds. infrastruktury, podobnie jak śledczy uważa, że najprawdopodobniej doszło tu do podpalenia.

- Przekazałem policji materiały, z których to może wynikać. Jest tam nagranie audiowizualne, na którym widać jak rozpoczął się pożar i, o której godzinie – powiedział nam Pruchnicki.

Strażacy gasili i dogaszali gigantyczny pożar, który wyemitował do środowiska mnóstwo trujących substancji, sześć dni. Kolejne trzy dozorowali pożarzysko i pracę ciężkich fadrom oraz przelewali wodą niektóre partie mocno rozgrzanych śmieci.

- W akcji, którą zakończyliśmy w piątek po południu, wzięło udział w sumie około 100 strażaków i 39 wozów bojowych z całego województwa. Oprócz żorskiej PSP z ogniem walczyły również zastępy zawodowe jednostek z: Pszczyny, Jastrzębia-Zdroju, Rybnika, Bielska Białej, Katowic, Gliwic, Knurowa, Zabrza, a nawet Dąbrowy Górniczej i... Koniecpola, skąd przyjechały cysterny do przewożenia wody. Swoich ludzi miało tu także 17 OSP z Żor, Rybnika, Jastrzębia oraz powiatu pszczyńskiego – wymienia starszy kapitan Krzysztof Kuś, rzecznik żorskich strażaków.

Jak dodaje, władze jednej z poszkodowanych firm oszacowały wstępnie swoje straty na około 500 tysięcy złotych.

Więcej w środowych "Nowinach".

Komentarze

Dodaj komentarz