Kto czuwał nad pradziadkiem Karlikiem? cz. 1

Karlik był drugim dzieckiem w rodzinie. Jak rodzinna wieść niesie, jeszcze przed swoim przyjściem na świat zdążył „nabroić”, bo urodził się przedwcześnie. Jego mamulka chciała odwiedzić jeszcze sporo przed rozwiązaniem swoją umierającą matkę. Może wytrzęsło ją zbytnio na furze, którą podróżowała, bo mały Karlik urodził się w drodze zanim dotarli do jego chorej babci. Chyba to cud narodzin sprawił, że stojąca już nad grobem kobieta wróciła do życia i przeżyła w dobrym zdrowiu dalszych kilkanaście lat. Po kim Karlik dostał imię, rodzina nie była zgodna. Jedni twierdzili, że obaj starsi chłopcy dostali imiona po swoich rodzicach. Prapradziadek miał na imię Albert i tak też nazywał się jego najstarszy syn, a praprababka nosiła imię Karolina, ale w tym momencie pojawia się w życiu małego Karlika jego tajemniczy dziadek Charles de Thaule, były oficer napoleoński, który zamiast wrócić po kampanii do Francji, osiadł w okolicy Wielowsi na Opolszczyźnie i to po nim rzekomo mój pradziadek odziedziczył imię Karol.
Charles de Thaule pochodził podobno z okolic francuskiego Tour, ale poza rodzinną legendą nie wspominają o nim żadne źródła pisemne, bo niestety nie zachowały się żadne dokumenty kościelne z tamtych czasów, albo przynajmniej nie udało mi się do nich dotrzeć. Jeżeli ktokolwiek zajmował się takimi poszukiwaniami, to zdaje sobie sprawę, że przypominają one szukanie igły w stogu siana i często kończą się fiaskiem. Dlatego istnienie naszego francuskiego przodka należałoby przyjąć raczej na wiarę. Istnieją co prawda pewne poszlaki, które jego istnienie w jakiś sposób potwierdzają. To on podobno wyłożył sporą sumę pieniędzy na edukację Karlika. Chłopak skończył opolskie gimnazjum, ale nie zamierzał zostać ani księdzem, ani lekarzem, ani też jurystą. Jego ojciec, Albert, wykorzystując koneksje swego rodzica, zawiózł Karlika do majątku, gdzie sam pracował w młodości przez kilka lat jako oficjalista. Tam młodego, wykształconego człowieka przyjęto z otwartymi ramionami. Karlik sumiennie wypełniał swe obowiązki przez kilka następnych lat, ale w końcu odszedł stamtąd z powodu krewkości swego charakteru. Młody człowiek nie znosił obłudy, kłamstwa i oszustw, a tam gdzie pracował, po śmierci starego dziedzica, nastały nowe porządki.
W majątku pojawił się człowiek „znikąd” – prawdziwy „szwarccharakter”, nomen omen tegoż nazwiska! Człowiek ten narobił wiele szkód i wyrządził sporo krzywd uczciwym ludziom. Nie obawiał się jednak konsekwencji swoich czynów, bo stał za nim sam młody dziedzic. Drogi nieuczciwego oficjalisty Szwarca potem jeszcze kilkakrotnie skrzyżowały się z życiem Karlika.
Po tym wydarzeniu Karlik zdecydował, że od pracy dla obcego pana woli swoją gospodarkę, gdzie sam sobie będzie panem. W tym czasie jego brat się ożenił i objął gospodarstwo po rodzicach, a oni i ich pozostałe, dorosłe już, dzieci znaleźli nowe lokum. Zamieszkali w Jejkowicach koło Rybnika. Wieść rodzinna niesie, że w sąsiedniej wsi zakupiono też niewielkie gospodarstwo dla dorastającej córki. Stąd można sądzić, że rodzina Karlika musiała być bogata. Zapewne sprawiła to scheda po dziadku Francuzie, który nie żył już wtedy od wielu lat, ale zdawał się czuwać z nieba nie tylko nad familią, ale też ulubionym wnukiem Karlikiem, któremu wtedy każde przedsięwzięcie szło jak z płatka. Ożenił się z najpiękniejszą dziewczyną we wsi (moją prababką), podjął pracę w kopalni „Beate Gliuck” i doczekał się gromadki dorodnych i mądrych dzieciaków.
O dalszych losach Karlika, drodzy Czytelnicy, przeczytacie za tydzień.

Komentarze

Dodaj komentarz