Pierwotnie mecz ten miał się odbyć 6 kwietnia, ale goście zgłaszali ciągłe zastrzeżenie do toru, przez co starcie odwołano po zaledwie jednym wyścigu / Arkadiusz Siwek
Pierwotnie mecz ten miał się odbyć 6 kwietnia, ale goście zgłaszali ciągłe zastrzeżenie do toru, przez co starcie odwołano po zaledwie jednym wyścigu / Arkadiusz Siwek

Nie było wpadki, drugiej przykrej niespodzianki. W minioną niedzielę żużlowcy PGG ROW Rybnik podejmowali na własnym stadionie ekipę Orła Łódź. Pierwotnie mecz ten miał się odbyć 6 kwietnia, ale goście zgłaszali ciągłe zastrzeżenie do toru, przez co starcie odwołano po zaledwie jednym wyścigu. Tym razem dyskusji już nie było. Komplet publiczności, doping i efektowna wygrana - to były prawdziwe, żużlowe święta w Rybniku.

Choć wynik spotkania zadowolił na pewno kibiców, tak po pierwszej serii niedzielnej potyczki wielu z nich miało kwaśne miny. Lepiej w mecz weszli bowiem goście z Łodzi, którzy w pierwszym wyścigu wygrali podwójnie. Szanse na odrobienie strat mieli w drugiej odsłonie juniorzy - Robert Chmiel i Przemek Giera, ale po fatalnie wyglądającym upadku tego drugiego, bieg trzeba było powtórzyć i skończyło się 4:2.

Sygnał do ataku w biegu numer 5 dał duet Mateusz Szczepaniak i Linus Sundstroem. Szczególnie ten drugi zawodnik chciał się dobrze zaprezentować przed rybnicką publicznością, bowiem to on w pierwszym ligowym starciu rybniczan z Gnieznem, zawiódł najbardziej. I ten plan młody Szwed zrealizował, bo w całym spotkaniu z Łodzią wywalczył 10 punktów plus bonus.

Po zakończeniu pierwszej serii biegów, w rybniczan wstąpiło jakby nowe życie. Jechali pewnie, szybko i co z biegu na bieg powiększali swoją przewagę, aż w końcu sięgnęła ona 10 punktów. Niesamowicie szybki był znów Troy Batchelor, który w czasie odwołanego meczu wykręcił nowy rekord rybnickiego toru i w niedzielę dowiedział się, że choć wówczas meczu nie dokończono, jemu rekord zatwierdzono.

W rybnickiej drużynie trudno wyróżnić za mecz z Łodzią jednego zawodnika. Wszyscy żużlowcy pojechali walecznie i efektownie. Na uwagę zasługuje jednak postawa Roberta Chmiela, który imponował piorunującymi startami i pewną jazdą.

- Z górki to tej drużynie chyba nigdy nie będzie, ale po tym meczu, przynajmniej mi łatwiej się będzie jechało w kolejnych. Taki wynik na pewno doda mi pewności siebie, chociaż wiem doskonale, że jeszcze sporo pracy przede mną - mówił po meczu Robert Chmiel.

I choć rybniczanie pokonali rywali różnicą aż 16 puntów, to daleki od huraoptymizmu był także po tym starciu kapitan Rekinów Kacper Woryna. - Nie ma jeszcze się czym podniecać, bo to dopiero pierwszy mecz u nas, a sezon jest długi. Cieszymy się oczywiście z wygranej, bo co ważne równo pojechała cała drużyna i to zwycięstwo to zasługa każdego z nas - podkreślał kapitan.

Potyczka z Orłem miała być wyjątkowa z jeszcze jednego względu - na tor w barwach zielono-czarnych miał wrócić Daniel Bewley, młody Anglik, który zeszłorocznego sezonu nie dokończył z powodu fatalnej kontuzji. Jego nazwisko pojawiło się nawet w awizowanym składzie ROW-u, ale ostatecznie Dan zamiast na tor pojechał na lotnisko. Po przedmeczowym treningu trener PGG ROW postawił jednak na Siergej Łogaczowa.

Na kolejne, żużlowe emocje nie trzeba będzie długo czekać. W najbliższą niedzielę rybniczanie podejmą na własnym obiekcie spadkowicza z PGE Ekstraligi - ekipę Unii Tarnów.

 

Barbara Kubica-Kasperzec

Komentarze

Dodaj komentarz