Pamiątkowa tablicę odsłoniła Sylwia Frydecka, żona zmarłego piłkarza i trenera oraz Andrzej Wojaczek, szef zarządu dzielnicy Chwałowice, a zarazem rybnicki radny / Ireneusz Stajer
Pamiątkowa tablicę odsłoniła Sylwia Frydecka, żona zmarłego piłkarza i trenera oraz Andrzej Wojaczek, szef zarządu dzielnicy Chwałowice, a zarazem rybnicki radny / Ireneusz Stajer

Bezdyskusyjnie zmarły w zeszłym roku Andrzej Frydecki jak mało kto zasłużył sobie na tablicę wmurowaną w ścianę pawilonu GKS Pierwszy Chwałowice – podkreślali wszyscy uczestnicy sobotniej uroczystości na stadionie przy ulicy 1 Maja. Jego imię nadano stadionowi przy ulicy 1 Maja. Upamiętniono w ten sposób wybitnego piłkarza, trenera i działacza, a przede wszystkim dobrego człowieka.

Przez całą swoją karierę wierny był jednemu klubowi sportowemu. W 1964 roku na bazie trzecioligowego GKS Górnik Chwałowice i RKS Rybnik powstał ROW Rybnik, z którym Andrzej Frydecki święcił największe sukcesy i był związany do ostatnich swoich dni. W zielono – czarnych barwach rozegrał 328 meczów – najwięcej spośród wszystkich piłkarzy, którzy występowali w rybnickim klubie.

Na uroczystość przyjechali znajomi, koledzy i przyjaciele, rozrzuceni po całym kraju i świecie. Wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę, że to historyczny moment. Tablicę odsłoniła małżonka świętej pamięci Andrzeja Frydeckiego, Sylwia oraz Andrzej Wojaczek, przewodniczący zarządu dzielnicy, inicjator przedsięwzięcia. Jego propozycję przyjęli jednogłośnie najpierw chwałowiccy radni, a następnie samorząd Rybnika.

- Dziękuje za uczczenie pamięci mojego męża Andrzeja. Jestem bardzo wzruszona – mówiła Sylwia Frydecka z domu Kamińska. - Piłka była treścią życia męża. Bardzo kochał i cenił swój region. Nigdy nie zdecydował się na żadną zmianę, choć miał wiele propozycji, m.in. z Krakowa czy Legii Warszawa – powiedziała nam małżonka. Pobrali się w 1978 roku.

- Choć byliśmy sąsiadami, nie bardzo się znaliśmy. Andrzej był ode mnie starszy o 10 lat. Jako dobrze wychowana sąsiadka, mówiłam mu: „dzień dobry”. Widocznie coś zobaczył we mnie takiego, że później zostałam jego żoną – uśmiecha się pani Sylwia. Zięcia od razu zaakceptował pan Kamiński, który w młodości uprawiał biegi i też kochał piłkę nożna. Działał w ROW Rybnik i Chwałowicach.

Takie chwile tworzą pamięć i tożsamość nas wszystkich. Bardzo dobrze, że uhonorowano taka właśnie osobę jak Andrzej Frydecki. Spośród 25 radnych żaden nie miał wątpliwości, by stadion nosił jego imię – powiedział Wojciech Kiljańczyk, przewodniczący rady miasta.

Na uroczystość przyjechali byli piłkarze, z którymi Andrzej grał w ROW Rybnik. - Poznaliśmy się od razu, gdy w 1969 roku przyszedłem do zespołu. Co prawda w Rybniku byłem dość krótko. Gdyby nie spadek, grałbym tu dłużej. Skorzystałem jednak z propozycji Górnika Zabrze, bo przyjechałem na Śląsk ze Szczecina po to, by występować w pierwszej lidze. Przykro było odchodzić – mówił z pewnym wyrzutem wobec siebie Władysław Szaryński, świetny napastnik, dwukrotny reprezentant Polski seniorów. Niemniej był jednym z najbliższych przyjaciół Andrzeja Frydeckiego. - Grało mi się z nim bardzo dobrze. Spotykaliśmy się do końca jego życia. Dziś byłaby 50 rocznica naszej znajomości. Pamiętam pierwszy trening na boisku w Chwałowicach. Nie było tu tak zielono jak dziś. Schodziliśmy cali czarni – uśmiechnął się dwukrotny mistrz Polski z Górnikiem Zabrze.

Urodzony w Wadowicach Stanisław Sobczyński grał w Rybniku i z Andrzejem Frydeckim siedem lat. - Traktowałem go jak brata. Kiedy zostałem piłkarzem ROW, Andrzej bardzo pomagał mi od początku. Przeżyliśmy tu razem kawał piłkarskiej przygody. Drużyna akurat po raz trzeci awansowała do pierwszej ligi. Z bólem przyjąłem wiadomość, że zmarł mój przyjaciel. Bardzo ucieszył fakt wmurowania tablicy. Andrzej miał kilka znakomitych propozycji transferowych. Mógł grać w wielu polskich i zagranicznych klubach. W moim sercu pozostanie do końca życia – mówił Stanisław Sobczyński, sześciokrotny reprezentant Polski. Był kadrowiczem przed Olimpiadą w Monachium (1972) i przed Mistrzostwach Świata w Niemczech (1974). Ostatecznie nie pojechał na obie imprezy, gdzie Polacy zdobyli złoto i brąz.

- Byłeś wzorem cnót koleżeńskich, przywiązania do barw klubowych i przyjacielem. Byłeś z naszym ROW-em do końca. Wprowadzałeś kolegów do środowiska. Byłeś opiekuńczy, nie zapominałeś o chorych piłkarzach. Opuściłeś nas zbyt szybko ( w wieku 69 lat). Siedząc na trybun ach rybnickiego stadionu, oglądam się i szukam Andrzeja z kocykiem pod ręką. Już go nie zobaczę – spuentował Waldemar Stepniewski, wiceprezes KS ROW 1964 Rybnik. Andrzej Wojaczek wręczył Sylwii Frydeckiej duży bukiet kwiatów.

Cały artykuł przeczytacie w środowych „Nowinach”.

Galeria

Komentarze

Dodaj komentarz