Mowy końcowe po zabójstwie Jacka Hrycia

We wtorek, 21 maja, w rybnickim oddziale Sądu Okręgowego odbyła się ostatnia rozprawa w procesie o zakatowanie jastrzębianina. Prokurator, oskarżyciele posiłkowi i obrońcy wygłosili mowy końcowe. Na ławie oskarżonych zasiadło łącznie pięciu młodych mężczyzn - czterech z nich ma zarzuty pobicia ze skutkiem śmiertelnym (to Łukasz K., Paweł Sz., Artur L i Przemysław K.), a piąty Dawid K. usłyszał zarzut zabójstwa.
Jako pierwszy głos na sali sądowej zabrał prokurator Piotr Zieliński, który zażądał dla Dawida K. kary 25 lat pozbawienia wolności, dla pozostałych 8 lat więzienia. - Nawet pies nie zasługuje na to, żeby go tak zamordować. Oni teraz zachowują się jak bohaterowie, jakby film kręcili. Śmieją się, patrzą... żadnej skruchy. Ja życie poświęcę, by spędzili resztę swojego za kratami, bo za to zasłużyli. Osiem lat za zabicie? To hańba – grzmiał na sali sądowej Zenon Hryć, ojciec zamordowanego.

Prokurator akt oskarżenia w znacznej mierze oparł na zeznaniach Ariela D., przyjaciela ofiary, który był wraz nim w dyskotece w feralną noc. - Długo nie mogłem doszukać się motywów działania Teraz myślę, że to była chęć zrobienia krzywdy komukolwiek. Oni od początku imprezy szukali powodu do konfrontacji. Umówili się nawet: dogonimy ich i pobijemy - podkreślał prokurator Zieliński.
- Rozbawiony mężczyzna, z promilami, towarzyski i w dodatku w "japonkach"... Taki był Jacek Hryć tego wieczoru. Jaki to był przeciwnik do konfrontacji? Dla mnie najważniejsze są zeznania bezpośredniego świadka zdarzenia, Ariela D., który widział, jak pięciu mężczyzn zaatakowało jego przyjaciela. Obserwował wszystko z odległości około 43 metrów, wykonuje telefony do służb, alarmuje. To on opisywał, jak napastnicy kopali pokrzywdzonego. Mówił, że oskarżony K. skacze mu po głowie, wdeptując ją w podłoże. Stał na jednej nodze, by drugą docisnąć głowę ofiary. Na twarzy ofiary mamy odcisk buta oskarżonego Dawida K. To podpis zabójcy – podkreślał prokurator Zieliński.
Zaznaczył, że zdaje sobie sprawę, że obrońcy oskarżonych w czasie swoich mów końcowych będą chcieli zdyskredytować świadka. - Ale on nie zataił, że w tą noc był podchmielony. Powiedział o swojej wadzie wzroku. On jest wiarygodny - mówił prokurator.

Mecenas Krzysztof Kitajgrodzki, adwokat głównego oskarżonego Dawida K., twierdził, że w aktach sprawy brak jest twardych dowód potwierdzających winę jego klienta. - W mojej ocenie odcisk buta mojego klienta na twarzy ofiary nie jest podpisem zabójcy, to odcisk kozła ofiarnego całej sytuacji. Nie znajduję w aktach sprawy dowodu na jego winę. Biegły medycyny sądowej określił jakich obrażeń doznał poszkodowany. Stwierdził, że żaden cios nie był ciosem śmiertelnym - podnosił adwokat. - Tutaj przyczyną śmierci było zachłyśnięcie się krwią. Przypominam, że oskarżeni przestali bić, kiedy widzieli z własnej perspektywy, że coś jest nie tak. W podobnych sytuacjach sprawcy najczęściej uciekają. Tutaj jest inaczej, tu oskarżeni układają pokrzywdzonego w pozycji bocznej bezpiecznej. Czy morderca w ten sposób się zachowuje? To jest jasne: chcieli, by żył, chcieli, by pogotowie przyjechało na czas - mówił obrońca Dawida K.

Obrońca Pawła Sz. podkreślał z kolei, że jego klient w ogóle nie brał udziału w pobiciu. - Na jednym z nagrań z monitoringu widać, że mój klient siedzi na krawężniku i rozmawia z kobietą. Nie jest zainteresowany całą sytuacją, dobiega do pokrzywdzonego dopiero po chwili, gdy orientuje się, że coś się dzieje - mówił adwokat, przypominając jednocześnie że to Sz. zadzwonił po pogotowie jako pierwszy.

Adwokaci oskarżonych wytykali nieścisłości w zeznaniach Ariela D. - W czasie pierwszego przesłuchania nie był w stanie powiedzieć kto i ile razy kopnął poszkodowanego. A potem, w czasie rozprawy doznaje olśnienia? - argumentowała mecenas Katarzyna Godyń-Brzostek, obrońca Łukasz K.

Lukom w pamięci Ariela D. ponad godzinny monolog poświęcił także obrońca Przemysława K. i Artura L. adwokat Wojciech Szproch. On konfrontował zeznania Ariela D. z zapisem z monitoringu. Udowadniał, że w określonych momentach oskarżeni stali w zupełnie innych miejscach, a ich rola była inna niż w swoich zeznaniach wskazał na to Ariel D. Sporo uwagi poświęcił także na wskazanie nieprawidłowości w akcji ratunkowej, którą na miejscu przeprowadzali pracownicy pogotowia ratunkowego - wskazywał m.in. na błędy lekarza, który miał nie dopełnić procedur.

Wyrok w tej sprawie zapadnie 3 czerwca.

Galeria

Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt
1

Komentarze

  • Łuk Temat 21 maja 2019 20:25Oby niebylo tak że wyjdom na wolność i tak będzie 2lata odsiedzieli brak dowodów i koniec sprawy

Dodaj komentarz