Dariusz P. odsiaduje wyrok dożywotniego więzienia / Archiwum
Dariusz P. odsiaduje wyrok dożywotniego więzienia / Archiwum

Wszystkie plany Dariusza P. legły w gruzach. Nie otrzyma w spadku pięknego domu w Ruptawie, gdzie mógłby zacząć nowe życie z inną kobietą. Nie dostanie również sowitego odszkodowania z tytułu śmierci swych najbliższych.

Sąd Rejonowy w Jastrzębiu-Zdroju uznał Dariusza P. za niegodnego dziedziczenia po tragicznie zmarłej żonie Joannie. Pozew wniosła w czerwcu 2015 roku prokuratura, jeszcze w trakcie postępowania karnego. - Sąd zawiesił czynności w sprawie uznania oskarżonego niegodnym spadku, do czasu prawomocnego wyroku. 6 grudnia zeszłego roku zapadło takie właśnie orzeczenie, które uprawomocniło się w lutym. Obejmuje ono wszystkie składniki majątku, w tym oczywiście dom w Ruptawie. Konsekwencje dla Dariusza P. są jasne i oczywiste. Nie dziedziczy niczego. Jedynym spadkobiercą został syn, który ocalał z pożaru. Przypuszczam, że się nie odwołał, bo inaczej byśmy o tym wiedzieli – mówi Jacek Rzeszowski, prokurator rejonowy w Jastrzębiu-Zdroju.

Pozew złożył prokurator

Składając pozew, prokuratura powołała się na akta tej przerażającej sprawy, którą przez kilka lat żyły media w całej Polsce. Dramat z maja 2013 roku komentowali zwykli ludzie, nie szczędząc sprawcy ciężkich oskarżeń wzmacnianych epitetami.

- Nie jest godny dziedziczenia z uwagi na dopuszczenie się wobec najbliższych umyślnie ciężkiego przestępstwa w postaci wywołania pożaru domu o tragicznych skutkach. Pozbawił w ten sposób życia żonę oraz czworo ich dzieci. To była zbrodnia – stwierdza Jacek Rzeszowski.

Wszystko wskazuje na to, że Dariusz P., wiedząc o pozwie jastrzębskich oskarżycieli nie wystąpił z wnioskiem o przejęcie spadku. Czekał na uprawomocnienie się wyroku. Kiedy Sąd Apelacyjny w Katowicach nie podzielił wątpliwości obrony, a następnie Sąd Najwyższy w Warszawie nie skasował orzeczenia uznał widocznie, że nie ma szans na dziedziczenie. - Jedyną karą, jaka mogła zostać wymierzona, jest kara dożywotniego pozbawienia wolności. Bo jakaż inna kara może tutaj wchodzić w grę jak nie kara najsurowsza. Myślę, że nie ma potrzeby mnożyć słów, by oddać bezmiar tej tragedii - powiedział sędzia Marek Charuz z katowickiej „apelacji”.

Nie ma słów!

Prokuratura była usatysfakcjonowana wyrokiem. - Nie ma słów, które mogłyby opisać to, czego dopuścił się Dariusz P. W dalszym ciągu bardzo emocjonalnie podchodzę do tej sprawy. Zresztą w głosie przewodniczącego składu również było słychać te emocje. Ogrom tej zbrodni jest tak wielki, że jest nie do pojęcia przez zwykłego człowieka – mówiła Karina Spruś z Prokuratury Okręgowej w Gliwicach.

A może jednak w Dariuszu P. obudziło się sumienie i stwierdził, że nie powinien składać wniosku o nabycie spadku... To mógłby nam powiedzieć tylko Dariusz P., który odsiaduje wyrok dożywotniego więzienia. O wyjście na wolność będzie mógł ubiegać się pod 35 latach odsiadki. Konsekwentnie nie przyznawał się do wywołania pożaru. Krytykował biegłych psychiatrów, według których w dniu zabójstwa wiedział co robi. Ostatnią deską ratunku dla niego mogło być stwierdzenie niepoczytalności. Lekarze uznali, że symulował chorobę psychiczną.

Ubezpieczył najbliższych...

- Trwa sprawa sądowa o nabycie spadku. Nie wpłynął żaden wniosek o zrzeknięciu się majątku po zmarłej Joannie. Jeżeli Dariusz P. został uznany za niegodnego dziedziczenia, to na pewno nie uczestniczy w tym postępowaniu. Z tego co wiem, prawo do spadku po mamie ma syn. Mogli zgłosić się także wierzyciele, ale nic mi o tym nie wiadomo – podkreśla Tomasz Pawlik, rzecznik Sądu Okręgowego w Gliwicach.

Dariusz P. najpewniej nie wystąpił też o odszkodowanie do zakładu ubezpieczeniowego. Niedługo przed pożarem ubezpieczył w nim żonę i dzieci na wysokie sumy. Gdyby biegli uznali, że pożar wywołało zwarcie instalacji elektrycznej, zainkasowałby mnóstwo pieniędzy.

Jak działają psychopaci

Przypomnijmy, że policjanci zatrzymali podejrzanego wówczas jastrzębianina w marcu 2014 roku, niemalże rok od tragedii. Dariusz P. wystawił na cmentarzu swym zmarłym bliskim okazały pomnik. Często widywano go, jak modli się przy grobie. Człowiek ten funkcjonował jako ofiara, która w strasznym pożarze straciła całą rodzinę. Ludzie mu współczuli. Tym bardziej, że cieszył się bardzo dobrą opinią. Mocno zaangażowany w służbę Kościołowi, pomagał miejscowemu proboszczowi, był nawet szafarzem i rozdzielał komunię. Dzieci były radosne, pełne energii, rozwijały się w wielu dziedzinach. Rodzina była stawiana za wzór.

Dla mieszkańców małej, spokojnej dzielnicy Ruptawa aresztowanie Dariusza P. było szokiem. Proboszcz nie umiał sobie tego poukładać. Wydawało mu się, ze przez 10 lat dobrze poznał tego mężczyznę. - Taki kochający mąż i ojciec – mówił wówczas dziennikarzom. Ktoś mu powiedział, by przeczytał książkę o psychopatach.

Cały artykuł będzie można przeczytać w środowych "Nowinach".

Komentarze

Dodaj komentarz