Mimo upalnej aury na spotkanie przyszło wielu mieszkańcw Kleszczowa i Rudziczki, byli też radni    / Ireneusz Stajer
Mimo upalnej aury na spotkanie przyszło wielu mieszkańcw Kleszczowa i Rudziczki, byli też radni / Ireneusz Stajer

Zdecydowana większość naczep z toksycznymi odpadami nadal stoi na parceli przy ulicy Sosnowej w Kleszczowie. Cztery osoby zmarły na nowotwory w krótkim czasie, inne mają symptomy zatrucia – wyliczali uczestnicy spotkania z posłem Grzegorzem Matusiakiem w siedzibie OSP Rudziczka. Parlamentarzysta zapewnił mieszkańców, że zajmie się sprawą.

Ireneusz Stajer
Bomba ekologiczna może wybuchnąć w każdej chwili. Eksperci nie ukrywają najgorszego scenariusza. Składowane od zimy na terenie parceli należącej do firmy Eurobau w Żorach-Kleszczowie przy ulicy Sosnowej chemikalia mogą się same zapalić. Kilka już razy trucizny wyciekły z rozszczelniających się mauzerów i beczek do gruntu, a smród codziennie zatruwa życie mieszkańcom okolicznych domów.

To pogranicze Żor i Rudziczki w gminie Suszec. Przerażeni mieszkańcy domagają się natychmiastowego usunięcia wszystkich naczep, w których znajdują się toksyczne substancje. W ciągu pięciu miesięcy wywieziono ich - jak mówią - zaledwie około 20 procent spośród 750 metrów sześciennych zalegających na placu spółki. Dodajmy, że okolica jest przepiękna. Wiele osób wybudowało się w sąsiedztwie kompleksu leśnego, miejscu cichym i bezpiecznym, jak się okazało do czasu..., co pokazuje skalę ich dramatu.

- Batalia z dzikimi wysypiskami śmieci na tym terenie trwa od 2015 roku. Przyjechałem tu na zaproszenie mieszkańców, którzy są zbulwersowani sytuacją. Jestem w Rudziczce po to, by cały ten teren uporządkowano i zabezpieczono. Bo z tego powodu cierpią ludzie i środowisko. Wiemy, że Polska zmaga się z nielegalnymi składowiskami, na których wybuchają pożary. Palą się same, a może ktoś je podpala... Tego nie wiem. Rząd PiS, w tym minister ochrony środowiska przygotował odpowiednie przepisy i już wiele z nich wdrożono. Jak widać niewystarczające, by rozwiązać problem mieszkańców Kleszczowa i Rudziczki – powiedział nam poseł. 

Jak dodał, chce rozeznać sytuację. Proponuje mieszkańcom wsparcie. - Staramy się znaleźć możliwości prawne, które spowodują usunięcie tych odpadów. Niedawno nieopodal paliło się składowisko opon samochodowych. Dlatego nie dziwię się, że mieszkańcy przybyli na spotkanie tak licznie, by wyartykułować swoje potrzeby i obawy. Minister ochrony środowiska przygotował akty prawne, które mają uniemożliwić powstawanie dzikich wysypisk – zaznaczył Grzegorz Matusiak.

- Mieszkamy bardzo blisko, tuż za płotem. Przez dwa tygodnie nie wywieziono nawet pojemnika. Dziś coś stamtąd zabrali, a naczepy miały opuszczać parcelę dwa razy w tygodniu. Zobaczymy co dalej - mówi Aleksandra Osińska z Kleszczowa.

- Do końca sierpnia zaplanowano przetransportowanie do utylizacji 150 ton. Jak tak dalej pójdzie, to nie zdążą i do końca roku. Boimy się, że to wybuchnie. Śmierdzi, szczególnie mocno wieczorami, przed i po deszczu oraz w upały. Musimy zabierać dzieci do domu, by nie wdychały tych trucizn. Staliśmy się więźniami we własnych mieszkaniach – mówi pani Mariola z Kleszczowa.

- Nie da się tu wytrzymać. Boimy się tym bardziej, że od jakiegoś czasu zamykana jest brama parceli, na której stoją niezabezpieczone naczepy z chemikaliami. Toksyny wyciekają. Co jakiś czas przyjeżdżają na kontrolę strażacy i zastają... zamkniętą bramę. Pooglądają teren przez ogrodzenie i zawracają – podkreśla Adam Dzida z Rudziczki.

Zaproszony na spotkanie prezes Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska Tomasz Bednarek przyznał, ze decyzję o wywozie śmieci podejmuje wójt, burmistrz lub prezydent. - Obecny stan prawny nie pozwala WFOŚ na usuwanie odpadów. Natomiast na wniosek włodarza może udzielić pożyczki na sfinansowanie kosztów transportu i utylizacji – tłumaczył szef Funduszu

Mieszkańcy mają pretensje do władz Żor. Ich zdaniem prezydent Waldemar Socha działa opieszale. Wiele mówiono o kwestiach proceduralnych. Obecny na spotkaniu pełnomocnik prezydenta ds. infrastruktury Bronisław Jacek Pruchnicki, który nie dostał zaproszenia organizatorów, przekonywał, że władze miasta robią wszystko co w ich mocy.

- Najpierw musi być przeprowadzone postępowanie nakazowe, by gmina mogła starać się o środki z WFOŚ lub NFOŚ. Trzeba pobrać próbki, by stwierdzić jakie to są śmieci, ale również podać sposoby ich utylizacji – argumentował przedstawiciel urzędu miasta.

Prezes Tomasz Bednarek poinformował, że niebawem takie śmieci jak te w Kleszczowie będzie można wywozić natychmiast. Parlament uchwalił bowiem ustawę, która czeka już tylko na podpis Prezydenta RP Andrzeja Dudy. - Najważniejszą zmianą jest to, że w tym akcie prawnym rozróżniono odpady zwykłe od niebezpiecznych. Pozwoli to prezydentowi na ich usunięcie na koszt gminy w trybie zastępczego wykonania decyzji. Potrzeba teraz szybkiego działania samorządu. Jeśli prezydent Żor zwróci się do nas, udostępnimy środki – zapowiedział szef WFOŚ. 


Głosem rozsądku była wypowiedź wójta Suszca Mariana Pawlasa: - Jak zgłasza się, że znaleziono niewybuch lub bombę, to natychmiast przyjeżdżają saperzy, zabierają pocisk i detonują na poligonie. W naszym przypadku mamy do czynienia również z bombą, ale ekologiczną, której skutki mogą być katastrofalne. Należy wyznaczyć tereny, gdzie na czas śledztwa zwożono by nielegalne odpady, w tym trujące chemikalia. Myślę, że wystarczyłby jeden punkt na dwa – trzy województwa.

Mieszkańcy twierdzą, że powodem ich obecnych kłopotów jest grzech zaniechania, który miasto popełniło w 2015 roku. Na rzeczonej działce odkryto wówczas nielegalną wycinkę drzew i nielegalną eksploatację piasku. Właściciel wrzucał do powstałej tym sposobem niecki odpady komunalne. Dostał nakaz ich wywozu. Nie zrobił tego, a śmieci zakopał, co potwierdziły tegoroczne odwierty z udziałem prokuratorów.

- Miasto było bezradne. Przez cztery lata nie potrafiło wyegzekwować od przedsiębiorcy swojej decyzji. To rozzuchwaliło właściciela gruntu Zdzisława O., który później sprowadził na swoją parcelę toksyczne chemikalia – twierdzą mieszkańcy.
Bronisław Jacek Pruchnicki przypomniał, że to między innymi z jego doniesienia obiema sprawami zajmuje się Prokuratura Okręgowa w Gliwicach. Ponieważ jest świadkiem nie może ujawniać szczegółów.

- Jeszcze w tym tygodniu postaram się przygotować pismo do prokuratury, która ma obowiązek przekazać posłowi niezbędne informacje. To nam wyjaśni na jakim etapie jest śledztwo – zaznaczył Grzegorz Matusiak. Zamierza się też jak najszybciej spotkać z prezydentem Żor. - Jego decyzje są kluczem do całej tej sprawy – mówi parlamentarzysta, którego mieszkańcy poprosili o interwencję. Informacje z rozmów zostaną przekazane ludziom. Za jakiś czas poseł ponownie spotka się z mieszkańcami.

 

Więcej w środowych "Nowinach".

Galeria

Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt
2

Komentarze

  • Akryn odp: Niby.. 25 sierpnia 2019 18:11Nie dostał, ale jak się przedstawił kim jest został zaproszony do stołu.
  • Anna Niby... 30 lipca 2019 22:32"Obecny na spotkaniu pełnomocnik prezydenta ds. infrastruktury Bronisław Jacek Pruchnicki, który nie dostał zaproszenia organizatorów.." ale miejsce przy stole "prezydialnym" się znalazło???

Dodaj komentarz