Łowcom Dusz patronuje Święty Andrzej Bobola (figurka na trójkołowcu) / Ireneusz Stajer/Arc Souls Hunters
Łowcom Dusz patronuje Święty Andrzej Bobola (figurka na trójkołowcu) / Ireneusz Stajer/Arc Souls Hunters

Ireneusz Stajer

Są katolickim klubem motocyklowym. Działają od siedmiu lat przy parafii Miłosierdzia Bożego. Przyjęli nazwę Souls Hunters, co znaczy Łowcy Dusz. Mówią wprost, że chcą ewangelizować przykładem, rycerskim zachowaniem się na szosach oraz w życiu.

Zaczynali w trójkę: Bogusław Świerczek, Grzegorz Fischer i Krzysztof Ścibik. Dziś klub liczy blisko 30 osób z tendencją rosnącą. Na rozpoczęcie i zakończenie sezonu motocyklowego przyjeżdża kilkaset osób. Dwa lata temu na mszę świętą przybyło do kościoła Miłosierdzi Bożego 800 motocyklistów. Las maszyn wzbudził ciekawość żorzan.

Strażak prezydentem

- Motocykle zajęły cały plac przed świątynią oraz ogromny parking marketu po drugiej stronie drogi. Normą jest, że w mszach uczestniczy 300 – 500 motocyklistów. Eucharystiom przewodniczy nasz kapelan, ksiądz Krzysztof Patas, aktualnie wikariusz w Wodzisławiu Ślaskim. Sam od 20 lat jest zapalonym motocyklistą. Jeździ z nami – mówi Grzegorz Fischer, prezydent Katolickiego Klubu Motocyklowego Souls Hunters.

Jest byłym strażakiem. Kilkanaście lat przepracował jako kierownik sekcji technicznych zabezpieczeń przeciwpożarowych w Komendzie Wojewódzkiej PSP w Katowicach. Zanim przeszedł na emeryturę, szefował straży pożarnej w Żorach. W młodości na pierwszoligowym poziomie uprawiał koszykówkę. - Byłem środkowym za czasów trenera Mieczysława Łopatki. Potem grałem w Pogoni Ruda Śląska – wspomina.

- Od 13 lat jeździ na BMW R1150GS. To ciężkie enduro, które świetnie radzi sobie w terenie i po asfalcie, motocykl uniwersalny. Chodzi mi po głowie zakup drugiej maszyny. Jeszcze wygodniejszej, by żona jeździła ze mną częściej – opowiada Grzegorz Fischer. Jak przystało na byłego koszykarza, gustuje w wysokich maszynach. Taką właśnie jest to BMW.

Łowcy od św. Boboli

Nazwa klubu nawiązuje do... jezuity Świętego Andrzeja Boboli. Zwano go Duszochwatem albo Łowcą Dusz. Był wielkim ewangelizatorem. Zasłynął jako kaznodzieja, spowiednik, misjonarz ludowy, szczególnie na Kresach wschodnich.

- 16 maja 2012 roku, posługując w kaplicy hospicyjnej zastanawiałem się jaką dać nazwę powstającemu klubowi. W tym właśnie dniu Kościół obchodzi wspomnienie liturgiczne Świętego Andrzeja Boboli, męczennika, jednego z patronów Polski. Zagłębiłem się w jego biografię - opowiada Bogusław Świerczek, wiceprezydent klubu.

Z lektury dowiedział się, że św. Bobola patronuje również sprawom niebezpiecznym. Jazda jednośladem z pewnością należy do takich. - Nazwa Souls Hunters wydawała się najlepsza. Mamy figurę tego świętego, którą zabieramy na wszystkie zloty – oznajmia pan Bogusław, szafarz Komunii Świętej, wolontariusz w żorskim Hospicjum im. Jana Pawła II. Zresztą pozostali motocykliści także są wolontariuszami w placówce przy ulicy Promiennej. Na co dzień zajmuje się zarządzaniem nieruchomościami.

Gustuje w trójkołowcach

Wiceprezydent od 10 lat gustuje w trójkołowcach. - Na takiej maszynie jeździ się całkiem inaczej niż jednośladem. Ma to swoje plusy i minusy – przyznaje Bogusław Świerczek. Na spotkanie z reporterem „Nowin” przyjechał Hondą Goldwing GL o pojemności silnika 1,8 litra i mocy 120 koni mechanicznych. Wygodne siedziska mieszczą kierowcę i pasażera. - Z reguły podróżuję sam. Czasem towarzyszymy mi zona Halina. Dzięki trzem kołom jazda jest stabilna – opisuje pan Bogusław.

Ma jeszcze dwa inne trójkołowce, zbudowane systemem gospodarczym. Oba powstały na zamówienie. Najchętniej podróżuje maszyną z silnikiem subaru 1,8 litra. - Zabiera „na pokład” oprócz kierowcy dwóch pasażerów – wtrąca motocyklista. Najstarszy z trzech modeli jeździ z silnikiem volkswagena 2,0. - Każdy trójkołowiec ma przód z motocykla, na który składa się jedno kolo i charakterystyczny widelec. Tylna część jest samochodowa z dwoma kołami, skrzynią biegów i samochodowym silnikiem – opisuje Bogusław Świerczek.

Górnicy, kierowcy, handlowcy...

- Jesteśmy jedynym w kraju katolickim klubem motocyklowym świeckich zrzeszonym w Kongresie Polskich Klubów Motocyklowych. Ten z kolei należy do federacji światowej. KPKM skupia cały przekrój klubów. Nosimy zgodne ze statutem kamizelki, barwy, znaki. Przestrzegamy zasad – wylicza prezydent Fischer. Drugi katolicki klub „kongresowy” tworzą kapłani – motocykliści z całej Polski. Liczy ponad 100 duszpasterzy. - Spotykamy się z nimi na zlotach. Noszą skóry i koloratki.

Motocykliści są jedną wielką rodziną, nieważne skąd przychodzą i jakie mają poglądy. Na szosach pozdrawiamy się podniesieniem lewej ręki Howgh, wywodzącym się od Indian z Dzikiego Zachodu. Nie ma znaczenia czy się znamy czy nie – tłumaczy Grzegorz Fischer.

W Łowcach Dusz znajdziemy cały przekrój zawodów. Są górnicy, kierowcy, handlowcy, mundurowi i wielu innych. Najmłodszy ma 24 lata, najstarsi pod 70. Blisko 69-letni Adam Mokanek z Rybnika kondycją i pomysłami kasuje dużo młodszych od siebie. Co miesiąc pielgrzymuje pieszo na Górę Świętej Anny, również zimą. Był już z 70 razy. Emerytowany górnik kopalni 1 Maja poza tym „morsuje”.

Broda Jurka Dziadka

Jerzego Dziadka z Żor poznacie po misternie zaplecionej w warkoczyk brodzie. Zaczął jeździć w 2006 roku. Później miał ciężki wypadek. - W Czechach nie zachowałem ostrożności. Uderzyłem w tył auta i złamałem panewkę stawu biodrowego. Długo leżałem w szpitalu. Od dwóch lat jestem w Łowcach Dusz. Mijaliśmy się na drogach. Zaproszono mnie do klubu, skorzystałem. Katolickie wartości zawsze były mi bliskie. W dojrzałym życiu wybiera się świadomie – stwierdza pan Jerzy

Świat motocyklistów jest przyjazny. - Na szosach nie spotyka się cienia zawiści. Gdy widzimy samotnego jeźdźca, który stoi na poboczu, zatrzymujemy się, pytamy, co się stało. Pomagamy sobie wzajemnie. Brodę zaczął hodować siedem lat temu – Na zlotach w Łagowie organizowany jest konkurs na najdłuższe owłosienie twarzy. Miałem wtedy króciuteńkie. Powiedziałem im, że kiedyś przyjadę i wygram. W tym roku zająłem drugie miejsce, moja broda ma już 29 centymetrów – śmieje się Dziadek. Jeździ na Yamasze Royal 1300 o mocy 100 KM. - To bardzo wygodny motocykl, szczególnie dla pasażera, który może się nawet zdrzemnąć. - zachwala emerytowany górnik kopalni Jankowice.

Dopiero się uczę

Stefan Kocyba też ma Yamahę, ale Drag Stara 650. - Właściwie to uczę się dopiero jeździć. Jak przeszedłem na emeryturę, spełniłem marzenie z dzieciństwa. Maszynę kupiłem sześć lat temu, gdy skończyłem 59. Namówił mnie syn, który ma już trzeci motocykl – opowiada rybniczanin, był pracownik nadzoru w KWK Jankowice. Jak dodaje, pasja motocyklowa jest droga. Co 6 tysięcy kilometrów wymienia się oleje. Bardzo szybko zużywają się opony. Dwie są droższe od czterech samochodowych, to koszt z 1,6 tys. zł.

Wojciech Urbanek z Suszca porusza się Yamahą FJR o pojemności 1,3 litra. - To motocykl turystyczny o zacięciu sportowym. Można nim ścigać się na torze. Nigdy jednak tego jeszcze nie próbowałem. Osiąga prędkość nawet 300 kilometrów na godzinę – podkreśla pan Wojciech, emerytowany górnik KWK Krupiński. Na jednośladach jeździ od dzieciństwa.

Oddział w Jaworznie

Dwa lata temu z Souls Hunters odszedł Krzysztof Ścibik i założył przy parafii Świętych Apostołów Filipa i Jakuba Katolickie Bractwo Motocyklowe, działające poza KPKM. Za to powstał oddział Łowców Dusz w Jaworznie o nazwie Katolicki Klub Motocyklowy Chapter. - Spotykaliśmy się na rajdach. Spodobało im się jak jeździmy, jak odnosimy się do siebie. Postanowili włączyć się w nasze dzieło – opowiada szef żorskiego klubu.

Ewangelizacja to jeden z fundamentów jego działalności. - Dajemy świadectwo Prawdziwy katolik żyje wiarą. To jest proste i trudne. Staramy się wnosić duch chrześcijański w imprezy motocyklowe. Comiesięczne spotkania w kościele Miłosierdzia Bożego zaczynamy mszą – oświadcza Grzegorz Fischer.

W tym roku Łowcy Dusz pojechali do Strachocina, gdzie 30 listopada 1591 roku urodził się Święty Andrzej Bobola. Kilku motocyklistów przejechało wszystkie kraje bałtyckie, a inni w ramach Iskry Miłosierdzia z Krakowa do Koryntu w Grecji. W zeszłym roku byli w Medjugorie, dwa lata temu pokonali około 4000 kilometrów, wieńcząc rajd – pielgrzymkę w Fatimie. Klub wspiera dzieci osierocone dzieci zmarłych pacjentów żorskiego hospicjum.

Galeria

Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt

Komentarze

Dodaj komentarz