Sydonia von Borck – ostatnia pomorska czarownica?

Z tamtejszego pobytu w pamięć zapadły mi dwa wydarzenia. Pierwsze – nie mogłam kupić zwykłych bułek na śniadanie, bo pani sklepowa mimo szczerych chęci, nie wiedziała o czym mówię, bo według niej bułki były tylko słodkie z marmoladą w środku! Drugie – przypadkowy przechodzień zagadnięty przez nas o zabytki kołobrzeskie wspomniał o baszcie Sydonii, przypuszczał, że kobieta ta mogła być tam więziona, ale za co i kim była, tego nie wiedział. Po powrocie do domu udałam się do biblioteki, ale nie od razu wpadłam na trop tej tajemniczej kobiety. Trochę trwało, zanim poznałam jej tragiczny los, w którym historia splata się z legendą.
Wspomniana w tytule artykułu Sydonia jest postacią historyczną, żyła na przełomie XVI i XVII wieku. To, co o niej wiemy, jest splotem historii z legendą i nie wszystkie zasłyszane, a nawet zapisane informacje możemy uznać za pewnik.
Sydonia von Borck urodziła się około roku 1550 na zamku w Strzmielach, głównej siedziby rodu Borcków. Miała troje rodzeństwa: brata i dwie siostry. Po śmierci ojca opiekę nad rodzeństwem powierzono szlachetnie urodzonym opiekunom. Osiągnąwszy pełnoletność brat został właścicielem rodowego majątku i opiekunem sióstr, z którymi zawarł umowę, że będzie im wypłacać rentę roczną i w przypadku ich wyjścia za mąż wypłaci też stosowny posag. Jednak umowy tej nie dotrzymał i siostry (w tym Sydonia) opuściły Strzmele, a w roku 1570 książę Jan Fryderyk wyznaczył im nowych opiekunów. Ponad 50-letnia Sydonia w roku 1604 wstąpiła do ewangelickiego zgromadzenia dla panien w Marianowie, które pełniło funkcję instytucji opiekującej się niezamożnymi szlachciankami. Od razu została mianowana zastępczynią matki przełożonej, ale po upływie roku została pozbawiona tej funkcji, ponieważ uznano ją za osobę konfliktową i złośliwą. Wobec powyższej sytuacji Sydonia opuściła Marianowo. Ale jej wrogowie śledzili każdy jej krok. W 1612 roku pojawiła się plotka o rzekomym uprawianiu przez nią czarów. W roku 1619 zarządca klasztoru w Marianowie Jost von Borcke (proszę zwrócić uwagę na zbieżność nazwisk oskarżyciela i oskarżonej, chyba była nieprzypadkowa?) oskarżył Sydonię o czary. W wyniku procesu, w którym wystąpiło przeciw niej ok. 50 osób, oskarżono ją m.in. o wróżbiarstwo, czary, kontakty ze złymi duchami i czarownicami oraz groźby skierowane do wrogów. Nawet fakt, że posiadała psa i kota uznano za dowód w sprawie. Kobieta początkowo odpierała wszelkie oskarżenia, ale w wyniku tortur przyznała się jednak do wszystkich stawianych jej zarzutów, choć później usiłowała je odwołać, co skutkowało kolejnymi torturami.
Ostatecznie w roku 1620 uznano ją winną śmierci dziewięciu osób i skazano na śmierć. Ponieważ była szlachcianką przysługiwało jej prawo do śmierci przez ścięcie mieczem. Wyrok wykonano 19 sierpnia 1620 roku za murami miejskimi Szczecina, przy Bramie Młyńskiej. Potem jej ciało zostało spalone na stosie, co było zwyczajową procedurą stosowana wobec osób oskarżonych o czary.
Tyle mówi historia, ale dajmy też prawo głosu legendzie. O tym drodzy Czytelnicy przeczytacie już za tydzień.

Komentarze

Dodaj komentarz