Właściciel

– Procedura już się rozpoczęła, będziemy współpracować z biurem działalności gospodarczej urzędu miasta. Mam nadzieję, że będzie to sygnał dla właścicieli innych lokali, którzy sprzedają alkohol osobom nietrzeźwym, godzą się na to, by te te osoby piły alkohol w okolicy sklepu i zakłócały porządek. Rozmowy z właścicielem nie skutkują, zatem idziemy o krok dalej. Będziemy starać się o zabranie zezwoleń na sprzedaż alkoholu każdemu sklepowi, który dopuszcza do takiego procederu – zapowiedział komendant straży miejskiej na wtorkowej konferencji prasowej.

Właściciel "Koniaczka", Waldemar Cieślak, o rozpoczęciu procedury zmierzającej do cofnięcia koncesji sklepowi dowiedział się dopiero po przeczytaniu tej wypowiedzi. – Nie pozwolę sobie odebrać koncesji tak łatwo – zapowiada. – Zasięgnąłem porady dwóch prawników, którzy już pracują nad tą sprawą. Nie mogę sobie pozwolić na zostanie bez pracy: mam dzieci, rodzinę. To mój jedyny dochód.

Waldemar Cieślak jest właścicielem sklepu od niemal 30 lat. Sam "Koniaczek" istnieje już od półwiecza. Był pierwszym sklepem monopolowym w mieście.

– Ale jakoś nie wierzę w to, że straż miejska zebrała wystarczająco dużo dowodów, by odebrać mi koncesję. Miałem dwa włamania, dwa razy wybito mi szybę. Gdy poprosiłem straż miejską o monitoring, nie dostałem go. Kamera nie działa, chyba że naprawili ją dopiero niedawno... po to, żeby mnie wykończyć – podsumowuje rybnicki przedsiębiorca.

Właściciel nie wyklucza, że komuś może się nie podobać fakt bliskiego sąsiedztwa sklepu monopolowego i gmachu magistratu, a także sam zaniedbany i archaiczny wygląd "Koniaczka". Zaznacza, że wbrew słowom komendanta straży miejskiej żadnej rozmowy nie było. Podkreśla również, że zarówno on jak i jego pracownicy nigdy nie sprzedają alkoholu osobom nietrzeźwym.

– Jeżeli klient przychodzi o godzinie 6.30, choćby bezdomny, ale trzeźwy, jestem zobowiązany, by sprzedać mu alkohol. Potem siadają na tych ławeczkach i piją, a ja za każdym razem muszę ich przeganiać. Co innego mam zrobić? Stać tam cały czas i pilnować ławeczek, które dla nas są tylko kłopotem? – pyta właściciel.

Pan Waldemar nie ma wątpliwości co do tego, jak rozwinie się sprawa przebudowy pobliskiego placu przy ul. Miejskiej. Przewiduje, że to tam przeniosą się amatorzy picia pod chmurką, wcześniej zakupiwszy alkohol w jego sklepie.

– Najlepiej jest zarżnąć przedsiębiorcę, który płaci podatki i ZUS, utrzymuje pracowników i istnieje od dekad – ironizuje. – Niech zrobią porządek w Boguszowicach, tam to dopiero jest menelstwo. Straż miejska boi się przyjeżdżać! Nie radzą sobie z problemem, który zresztą jest obecny w całym mieście, a ja zostałem ich kozłem ofiarnym – dodaje.

Jak mówi właściciel sklepu, zarówno jego klienci jak i internetowi komentatorzy kibicują jego sprawie i podobnie jak on uważają postępowanie urzędników za absurdalne.

1

Komentarze

  • Synek z Boguszowic Co?! 15 listopada 2019 18:06A co to niby dzieje się w Boguszowicach? Bez stygmatyzacji ludzi i dzielnic!

Dodaj komentarz