Zaraz po tragedii / Archiwum
Zaraz po tragedii / Archiwum

Przed sądem stanie 68-letnia mieszkanka powiatu mikołowskiego, która 24 czerwca ubiegłego roku przejechała egzaminatora prawa jazdy. Do tragedii doszło na placu manewrowym Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego w Rybniku. 35-latek zginął na miejscu. Biegli ustalili, że w momencie uderzenia samochód jechał z prędkością około 50 kilometrów na godzinę.

- Kobieta odmówiła składania wyjaśnień i nie wyraziła skruchy ani żalu. Odpowiedziała jedynie na pytania prokuratora, dotyczące chorób i przyjmowania leków. Po przeanalizowaniu dokumentacji biegli ustalili, że jeden z leków mógł wpływać na zdolność prowadzenia samochodów. Oskarżona nie zażyła go jednak w dniu egzaminu, więc był w organizmie poniżej stężeń terapeutycznych, co nie wpłynęło na sprawność psychomotoryczną - powiedziała nam Malwina Pawela-Szendzielorz, zastępca prokuratora rejonowego. W organizmie 68-latki nie stwierdzono też obecności alkoholu, narkotyków czy innych substancji psychotropowych. W przeciwnym razie odpowiadałaby za śmierć 35-latka jako osoba pod wpływem środków odurzających. 


Ustalono przebieg zdarzenia. - Po rozmowie z egzaminatorem, kobieta wsiada do samochodu. Ma do wykonania najłatwiejszy z manewrów – jazdę przodem po łuku. Zamiast jednak zatrzymać się przed pachołkiem jedzie dalej. Mało tego, przyspiesza. Cały czas trzyma nogę na gazie. Nie hamuje i z prędkością około 50 kilometrów na godzinę uderza w egzaminatora, który w tym czasie egzaminuje inną osobę – mówi pani prokurator.

Dlaczego 68-latka nie hamowała? - Albo spanikowała albo nie miała podstawowych informacji dotyczących kierowania samochodem. Według biegłego, każdy absolwent kursu na prawo jazdy ma wyuczony odruch hamowania – zaznacza Malwina Pawela-Szendzielorz.

Wiadomo, że oskarżona zaliczyła 30 godzin obowiązkowych jazd. - Prowadzący kurs uznał jednak, że nie jest przygotowana do zdawania egzaminu praktycznego. Zasugerował, by dokupiła jeszcze godzin jazdy. 68-latka skorzystała z kilku dodatkowych. Pięciokrotnie podchodziła do egzaminu teoretycznego, zdała go w styczniu ubiegłego roku – informuje prokuratorka. Do egzaminu praktycznego podeszła dopiero z końcem czerwca. Dlaczego tak późno? Co robiła przez niemalże pół roku? Od ostatnich jazd w ramach kursu minął przecież rok... Tego na razie nie wiemy, bo odmówiła składania wyjaśnień.

Kobiecie grozi od sześciu miesięcy do ośmiu lat więzienia. Sąd może zastosować w tym przypadku nadzwyczajne złagodzenie kary. - Biegli psychiatrzy mieli bowiem problem z określeniem poczytalności oskarżonej w momencie zdarzenia. Uznali ostatecznie, że w związku z jedną z chorób, na którą cierpi, miała znacznie ograniczoną możliwość kierowania swoim postępowaniem – mówi zastępca prokuratora rejonowego.

68-latka nie miała przeciwwskazań lekarskich do udziału w kursie na prawo jazdy. Opinia była pozytywna. Czasem dysfunkcje uniemożliwiające kierowanie samochodem wychodzą podczas szkolenia. Wówczas taka osoba zazwyczaj albo rezygnuje sama albo za sugestią prowadzącego kurs. Polskie przepisy dopuszczają również do egzaminu praktycznego osoby, które zakończyły szkolenie w samochodzie nawet rok temu. Wydaje się, że mamy tu lukę w prawie. Należałoby tu wprowadzić jednak termin, po którym należy kurs rozpocząć od nowa.

Więcej w środowych "Nowinach".

Komentarze

Dodaj komentarz