Sędzia zdecydowała o wyłączeniu jawności zeznań Barbary K. / Martyna Ludwig
Sędzia zdecydowała o wyłączeniu jawności zeznań Barbary K. / Martyna Ludwig

68-letnia Barbara K. jest oskarżona o nieumyślne spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym na terenie placu manewrowego WORD w Rybniku. 24 czerwca 2019 roku, podczas zdawania egzaminu na prawo jazdy, wykonywała drugie zadanie wymagane na egzaminie, czyli jazdę po łuku po przodu i do tyłu. Podczas jazdy do przodu nie zatrzymała się w wyznaczonym miejscu, zamiast tego strąciła pachołki i wyjechała z koperty w prawo, a samochód z impetem uderzył w mężczyznę egzaminującego inną osobę. 35-letni Łukasz O. poniósł śmierć na miejscu.

Podczas pierwszej rozprawy zeznawało sześcioro świadków: egzaminator, który przeprowadzał egzamin z Barbarą K., inni egzaminatorzy obecni na placu manewrowym, dwie kursantki zdające egzamin praktyczny w chwili wypadku, oraz instruktor nauki jazdy, który uczył 68-latkę.

Egzaminator oskarżonej opowiadał przed sądem, że początek praktycznego egzaminu przebiegł dokładnie tak, jak powinien: oboje przedstawili swoje dane osobowe, wylosowano pierwsze zadanie, które Barbara K. wykonała bez problemów. Następnym zadaniem była jazda po łuku, podczas której wymagane jest, by egzaminator opuścił pojazd i obserwował jazdę z boku. 68-latka miała przejechać prawym torem. Nic nie wzbudziło jego podejrzeń, kursantka zachowywała się normalnie.

- Rozpoczęła jazdę, powolutku jechała do przodu, ja szedłem za samochodem. Na końcu pani zamiast się zatrzymać, wjechała w pachołek i jechała dalej. Po chwili zareagowałem: krzyczałem, by się zatrzymała. Jednak nie zatrzymała się, a samochód zaczął skręcać. Miałem wrażenie, że na zmianę zwalnia i przyspiesza - zeznawał egzaminator Barbary K.

Mężczyzna widział tylko, jak pokrzywdzony wychodzi zza samochodu, w którym przeprowadzał egzamin. Łukasz O. miał wyciągać ręce w obronie przed rozpędzonym samochodem. - On nic nie krzyczał, tylko ja krzyczałem. Samochód egzaminowanej jechał coraz szybciej. W takich sytuacjach pozostaje tylko krzyk, nic innego nie można zrobić. Raz widziałem, jak egzaminator próbował wsiąść do takiego samochodu, ale ja bym czegoś takiego nie zrobił - dodał świadek. Zeznania wszystkich świadków wskazują na to, że 68-latka pod koniec wykonywania łuku zamiast pedału hamulca wcisnęła gaz - pojazd zawył i znacznie zwiększył prędkość.

Egzaminator kazał zadzwonić po pogotowie, był w szoku. Kursantka nie wyszła od razu z samochodu, który ostatecznie przejechał przez krzaki i zatrzymał się na prywatnym pojeździe jednego z egzaminatorów zaparkowanym dalej. Każdy z przesłuchanych świadków tego zdarzenia zeznaje, że Barbara K. nie płakała i nie krzyczała, tylko siedziała za kierownicą i wpatrywała się przed siebie. Nic nie mówiła, nie próbowała sprawdzić, co stało się z potrąconym przez nią mężczyzną.

- Później napiła się wody, spoglądała w telefon. Była bardzo spokojna, nie płakała, nie drżała - brzmi zeznanie 18-latki, która zdawała egzamin na placu manewrowym w tym samym czasie.

Dziewczyna opowiadała, że w chwili własnego egzaminu usłyszała głośny ryk silnika. Jej egzaminator wybiegł z pojazdu, jednak nie był w stanie nic zrobić. Wraz z drugim mężczyzną krzyczał "Co pani zrobiła? Przejechała pani człowieka!". Uczennica wspomniała również o tym, że zapamiętała Barbarę K. już z poczekalni, gdyż zwróciła uwagę na jej niestandardowe jak na egzamin obuwie: buty na kilkocentymetrowych koturnach.

Na rozprawie zeznania złożyła także 44-letnia Beata M., kobieta, która zdawała egzamin z pokrzywdzonym Łukaszem O. Wyjaśniała, że najpierw zobaczyła, jak inny egzaminator krzyczy na widok pojazdu, który z impetem wypadł z łuku. - To były ułamki sekund. Mój egzaminator przekręcił kluczyk, wyskoczył z auta i zaczął machać rękami, próbował zatrzymać auto. Nie widziałam, jak uderzyło w Łukasza, zobaczyłam dopiero, jak on leży pod samochodem, który zatrzymał się na mercedesie - mówiła kobieta.

Kursantka opowiadała, że samochód prowadzony przez Barbarę K. jechał prosto na jej pojazd. Przypuszcza, że gdyby jej egzaminator nie wyszedł z samochodu, cała sytuacja mogłaby się skończyć się na połamanych kościach.

Sam moment uderzenia w pokrzywdzonego widział Michał Z., inny egzaminator, który był wówczas na placu manewrowym. - Nie przeleciał nad autem, domyśliłem się że musi być ciągnięty pod nim - mówił. Tłumaczył też, że zdarzały się sytuacje, gdy kursanci przejeżdżali przez koperty na łuku i nie zatrzymywali się w wyznaczonym miejscu. W takim wypadku jednak, jak przekonywał egzaminator, na dźwięk krzyków "stój!" instynkt każe się zatrzymać, co nie miało miejsca w przypadku oskarżonej.

Na końcu rozprawy zeznawał Sławomir D., właściciel ośrodka szkolenia kierowców w Tychach, gdzie pod jego okiem uczyła się jeździć Barbara K. Kobieta rozpoczęła kurs w kwietniu 2018 roku, a zakończyła go - wraz z dodatkowymi jazdami - na początku sierpnia. Mężczyzna zeznał, że musiał poświęcić nieco więcej uwagi kursantce ze względu na jej wiek, lecz ostatecznie kobieta nie miała większych problemów za kierownicą.

- Śmiem twierdzić, że oskarżona była przygotowana do egzaminu państwowego. Wszystkie zadania egzaminacyjne podczas egzaminu wewnętrznego wykonała z wynikiem pozytywnym, tak, że nie miałem żadnych przeciwwskazań do wystawienia jej zaświadczenia – mówił instruktor.

Wiadomo, że pomiędzy zakończeniem kursu na prawo jazdy a podejściem do egzaminu praktycznego w WORD Barbara K. miała kilka miesięcy przerwy. Instruktor nie miał w tym czasie z kontaktu z kobietą, nie wiedział, dlaczego zdecydowała się przystąpić do egzaminu państwowego w Rybniku, a nie w Tychach. Nie wiedział także, czy przed egzaminem państwowym wykupiła dodatkowe jazdy u kogoś innego.

Kolejna rozprawa będzie miała miejsce 3 kwietnia.

Galeria

Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt

Komentarze

Dodaj komentarz