Magdalena Karwot, właścicielka salonu „Metamorfoza”, będzie teraz pracowała 12 godzin, by zadowolić wszystkich klientów / Ireneusz Stajer
Magdalena Karwot, właścicielka salonu „Metamorfoza”, będzie teraz pracowała 12 godzin, by zadowolić wszystkich klientów / Ireneusz Stajer


Ireneusz Stajer

Zarośnięci Polacy gremialnie ruszyli do zakładów fryzjerskich - panowie ściąć bujne czupryny, panie, by znowu zachwycać swoim uczesaniem. Magdalena Karwot, właścicielka salonu „Metamorfoza”, będzie osobiście strzygła i układała fryzury przez 12 godzin na dobę. Ponadnormatywny czas pracy jest niezbędny, żeby przyjąć wszystkich chętnych klientów, a zwłaszcza klientki. W salonie zajęte są terminy aż do początku czerwca! Podobnie jest w wielu innych zakładach fryzjerskich.

- Podczas dwumiesięcznej przerwy cały czas myślałam o pracy, bo trudno zrezygnować na dłużej z pasji życia. Przygotowywałam się powoli do ponownego otwarcia. Kupowałam środki dezynfekcyjne, rękawiczki i przyłbice ochronne – wszystko trzeba było pozamawiać i przygotować się na wielki powrót do pracy – uśmiecha się pani Magdalena, która nie ukrywa jak bardzo się cieszy z kolejnego poluzowania obostrzeń anty koronawirusowych.

Nabycie środków ochronnych to był jednak spory wydatek, jak na możliwości małej firmy, tym bardziej, że ich ceny mocno poszły w górę. - Dlatego usługi fryzjerskie muszą zdrożeć, choć w naszym przypadku minimalnie. Sytuację uratowała tarcza antykryzysowa. Skorzystałam z postojowego oraz umorzenia składek ZUS, to naprawdę bardzo duże wsparcie. 16 marca musiałam przecież zamknąć salon, więc przez ponad dwa miesiące obroty firmy były zerowe – przyznaje właścicielka.

Aktualnie fryzjerki pracują w „Metamorfozie” po 12 godzin na zmianę, co drugi dzień. - Panie proszą przede wszystkim o wykonanie kolorowych pasemek, z którymi musiały się rozstać na parę tygodni, a chcą wyglądać tak samo jak przed koronawirusem. Kobiety dbały o włosy w domu, na miarę swych możliwości, pielęgnowały fryzury, tak jak potrafiły najlepiej. U wszystkich klientów natomiast widać znaczne odrosty. Dlatego dużym powodzeniem cieszy się też strzyżenie – mówi Magdalena Karwot. Domowe zabiegi nie zastąpią jednak wizyty u profesjonalisty, który poradzi sobie z każdym przypadkiem radosnej twórczości na głowie.

W związku z pandemią w salonach fryzjerskich obowiązuje zmiany. - Przyjmujemy po jednej osobie i musieliśmy zlikwidować na razie poczekalnię. Klienci przychodzą na ściśle określoną godzinę, umówioną wcześniej telefonicznie – podkreśla właścicielka. Przy wejściu „wita” ich płyn do odkażania rąk i jednorazowe rękawiczki, które trzeba włożyć na ręce. Po każdej wizycie stanowisko jest dokładnie dezynfekowane i wietrzone. Dopiero potem w salonie może pojawić się następny klient. W ciągu 12 godzin w poniedziałek pani Magdalena ostrzyże i uczesze siedem – osiem osób.

- To bardzo dużo, jak na jedną fryzjerkę. Musimy jednak sprostać zadaniu, ponieważ klienci czekali tak długo aż znowu będą mogli zażyczyć sobie wymarzone uczesanie – podsumowuje właścicielka salonu.

Galeria

Image alt
2

Komentarze

  • Kamil Serio ? 20 lipca 2020 12:49Zadowolić klientów czy nadrobić straty finansowe ? :D
  • BS BS 22 maja 2020 09:56a co do zakażeń koronawirusem, to na całym świecie zwykłe mydło w kostce wraca do łask. To jest najtańsza metoda, żeby się nie zarazić. Tylko że nie można myć rąk dwie sekundy tak jak statystyczny Polak :) Znalazłem na youtubie fajny film który prosto pokazuje jak właśnie powinno się myć ręce https://youtu.be/0xfzKqyx4oU

Dodaj komentarz