Mało tego, do Ruchu Autonomii Śląska dotarły informacje od mieszkańców regionu, że wpisania narodowości odmawiali ankieterzy telefoniczni. W związku z tym w piątek RAŚ wysłał pismo już nie do polskich urzędów, ale do Wolnego Sojuszu Europejskiego, którego jest członkiem. Poinformował międzynarodową społeczność o przypadkach naruszenia prawa człowieka w spisie powszechnym.
– Sytuacja dla mnie jest co najmniej niezrozumiała. Przecież spis powszechny przeprowadza się po to, aby wszyscy mieli możliwość określenia swojej przynależności narodowej i etnicznej zgodnie ze swoimi przekonaniami. Z naszych informacji wynika, że spośród trzech form przeprowadzania spisu w przypadku rozmów telefonicznych z ankieterami nie było możliwości określenia narodowości. Nosi to znamiona fałszerstwa intelektualnego, co podważa zaufanie do państwa – mówi Bartłomiej Świderek, który wraz z Jerzym Gorzelikiem, przewodniczącym RAŚ-u, przygotował pismo do Wolnego Sojuszu Europejskiego.
W oświadczeniu napisali m.in., że procedury stosowane w spisie są skandaliczne. Naruszają podstawowe prawa człowieka i wypaczają wyniki spisu powszechnego w zakresie różnych narodowości istniejących w Polsce. Proszą o pomoc i wsparcie działań, aby nagłośnić ten problem.
Artur Satora, rzecznik prasowy Głównego Urzędu Statystycznego w Warszawie, jest oburzony takim postępowaniem. Jego zdaniem procedury spisu są sprawiedliwe i nie ma podstaw do wytaczania takich oskarżeń.
– Mogę się odnieść do konkretnych skarg. Jak będę znał konkretne przypadki, to odpowiem. Była interwencja z Białostocczyzny, na którą zareagowaliśmy natychmiast i rachmistrz stracił pracę. Jeśli chodzi o narodowość śląską, żadnych skarg nie było – mówi Artur Satora. Jak mówi, każdy, kto miał wątpliwości, uwagi czy pytania, mógł przecież od razu dzwonić na infolinię spisu.
Komentarze