Marek Szołtysek
Marek Szołtysek

Co zrobić, jeśli w domu tylko godomy, a dziecko sześcio- czy siedmioletnie ma iść niedługo do szkoły? Czy uczyć poprawnej polszczyzny?

To już problem raczej historyczny. Domów, w których nikt po polsku się nie odezwie, już raczej nie ma. Poza tym dziecko od urodzenia karmione jest bajkami w języku polskim. Na Śląsku dalej się godo, ale zasób słów jest coraz mniejszy. Dawno nie słyszałem, żeby synki grające w bal strzelali elwer, czyli rzut karny, albo żeby piłka wyleciała na aus, czyli na aut. Mamy więc zupełnie inną sytuację niż w starszych pokoleniach. O czym my właściwie godomy?

A czy rodzice powinni zmieniać swoje przyzwyczajenia językowe?

Ślaska rodzina nie powinna się tym stresować, w ogóle o tym nie myśleć. Przez telefon mówić po polsku, a z babcią czy z sąsiadką godać po śląsku. Dziecko będzie tego słuchać i ta podwójna kompetencja językowa będzie dla niego naturalnym zjawiskiem. Dziecko posegreguje to sobie w głowie.

Czyli nawet jeśli dziecku wyrwie się w szkole jakieś śląskie słowo, to nie należy się tym przejmować?

Oczywiście, poza tym obecnie w szkole jest pozytywny odbiór tego zjawiska. Jeśli dziecku od czasu do czasu wyrwie się coś po śląsku, to dla nauczycieli będzie to sygnał. I dziecko będzie obstawione we wszystkich śląskich konkursach, akademiach itp. To może być dla dziecka niebezpieczne, bo zamiast się uczyć, będzie jeździło od jednego konkursu do drugiego.

Czyli nie poprawiamy dziecka!

Uczmy dzieci godać. Jeśli nie nauczymy tego w dzieciństwie, to w dorosłym życiu będą miały złą wymowę dwóch językowych zjawisk. Nie będą dobrze wymawiały pochylonego "o" np. w słowach Ponboczek, konsek, koń. Będą też miały problem ze słowami, w których następują po sobie litery "i" oraz "y", na przykład piykny.

Komentarze

Dodaj komentarz