Gdyby nie dobry duch, chłopiec pewnie nie uszedłby z życiem / Elżbieta Grymel
Gdyby nie dobry duch, chłopiec pewnie nie uszedłby z życiem / Elżbieta Grymel

 

Wygląda na to, że choć zjawa pomagała ludziom, wyraźnie nie życzyła sobie głośnej muzyki i hałasu związanego z obecnością współczesnego człowieka. Widać duchy lubią ciszę i spokój.

 

Zgodnie z obietnicą, dziś ciąg dalszy opowieści o tajemniczych przypadkach, do jakich dochodziło w baranowickim pałacu. Jedna z tych dziwnych historii przydarzyła się również mojemu tacie, kiedy miał dziesięć lat, o czym napomykałam już zresztą w tym cyklu. Było to w opowieści o pomietle, czyli piorunie kulistym. Dziś więcej szczegółów na ten temat. Otóż pomimo zakazu rodziców tato bardzo często zaglądał do dworskiej stajni, gdyż pracował tam mąż jego kuzynki, który powoził bryczką. Kiedyś się jednak zdarzyło, że go nie zastał, ale wiedział, że wróci przed obiadem i postanowił na niego zaczekać.

Jako że akurat zbierało się na burzę, przezornie odsunął się od okna i usiadł na wieku skrzyni, która stała na środku stajni. Tato wiedział, że czasem trzymano w niej owies dla koni. W pewnym momencie usłyszał w środku jakieś głośne stuki i chrobotanie. Pomyślał, że to musi być szczur i skoczył nogami na wieko, żeby ten ohydny gryzoń się z niej nie wydostał, wtedy do pomieszczenia wpadł piorun kulisty. Przepłoszył konie, osmalił ogniem skrzynię, na której stał mój ojciec, oraz kilka słupków podtrzymujących dach stajni, następnie wypadł z pomieszczenia drugimi drzwiami.

Wielka kula ognia była we wnętrzach budynku tylko przez kilka sekund, ale narobiła wiele szkód. W chwilę później zbiegli się masztalerze i znaleźli wręcz oniemiałego z przerażenia chłopca. Kiedy uspokoił się trochę, opowiedział im o tym, co się stało. Jeden z koniarzy czy też stajennych pracowników podniósł wtedy wieko skrzyni, by sprawdzić, co też jest w jej środku, ale okazało się, że była całkiem pusta! Czy to dobry duch z pałacu ostrzegł mojego tatę, żeby wskoczył na wieko i tym samym ocalił mu życie? Tego możemy się tylko domyślać, bo na to pytanie nikt już nam na to nie odpowie.

Tymczasem po zakończeniu drugiej wojny światowej w części pomieszczeń pałacu umieszczono szkołę podstawową. Pewnego dnia wszyscy nauczyciele wyjechali na konferencję do Żor. Dzień był ciepły, więc okien w górnej kondygnacji nie zamknięto. Jak to jednak często latem bywa, niespodziewanie pojawiła się burza z ulewą. Kierowniczka szkoły obawiała się zalania budynku, ale na odległość nic przecież nie mogła na to poradzić! Jakież było jej zdziwienie, kiedy po powrocie zastała wszystkie okna zamknięte. Sądziła, że nieszczęściu zapobiegł ktoś z pozostałych pracowników, ale oni nic nie wiedzieli ani o tym, że okna zostały otwarte, ani o tym, że ktoś jakimś cudem je pozamykał, bo wyszli do domu jeszcze przed wyjazdem nauczycieli na konferencję! Czy była to ingerencja dobrego ducha? Kto wie?

I jeszcze jednak opowieść z znacznie nowszych czasów! Co prawda kupiłam ją z tzw. drugiej ręki, ale podobno jest prawdziwa, bo słyszało o tym wiele osób, i to nie tylko ze starszego czy średniego pokolenia. Pewien zespół młodzieżowy z jednego żorskich osiedli nie miał gdzie ćwiczyć, bo wymówiono mu dotychczasowy lokal z powodu zbyt dużego hałasu, na który skarżyli się sąsiedzi. Wtedy pałacyk baranowicki był już pustostanem, w dodatku zniszczonym przez zbieraczy złomu. Młodzi muzycy postanowili tam poćwiczyć. Podjechali do Baranowic późnym popołudniem i przez wybite okno wstawili swój sprzęt muzyczny do środka.

Ze względu na to, że otwór okienny był dość wąski, zajęło im to dość sporo czasu. Potem wrócili po resztę potrzebnych rzeczy, które zostawili w samochodzie stojącym na drodze. Kiedy wrócili po około pięciu minutach, wszystkie instrumenty znajdowały się na zewnątrz, a okna pałacyku rozbłysły, jakby ktoś włączył w pokojach światło! Taka iluminacja trwała kilka minut, choć wszystkie media w pałacyku zostały odcięto kilka lat wcześniej, a potem wszystko powróciło do normy i zapanował spokój! Jednak młodzi muzycy spakowali swój sprzęt i odjechali, bo zrozumieli, że z jakichś powodów są tam intruzami.

Takich opowieści krąży znacznie więcej, dlatego ludzie do dziś wierzą, że nad baranowickim dworem i zamkiem wciąż czuwa jakiś dobry duch, choć nikt go nigdy nie widział na oczy.

Komentarze

Dodaj komentarz