Pan Dawid ze swoim karpiem / Archiwum
Pan Dawid ze swoim karpiem / Archiwum

 

Dawid Mucha z Czernicy złowił w zbiorniku olbrzymiego karpia. Ryba ważyła 34,5 kg! To rekord Polski!

 

– Pojechałem z kolegą Krzysiem Gąsiorem nad zalew we wtorek w południe. Była kiepskawa pogoda, padał deszcz ze śniegiem. O godzinie 13 mieliśmy już zarzucone zestawy – opowiada Dawid (lat 26). Czas płynął wolno... – Do godziny 22 nie było nic, kompletna, cisza, nic się nie działo. Przeleżeliśmy noc w namiocie, okropnie marznąc. O wpół do piątej wstaliśmy, o 5.05 znów mieliśmy pozarzucane zestawy – relacjonuje wędkarz.

Panowie stali przy wędkach, zapalili papierosy. O 5.30 zaczął piszczeć sygnalizator. – Swinger szedł w dół. Powiedziałem do kolegi: chyba leszcz. Ryba zaczęła szarpać, a ja zwijać. Ryba praktycznie nie walczyła. Dopiero przy końcu poczuła, że jest płytko. Krzysiek złapał ją do podbieraka, przy okazji łamiąc go. Przed godziną 6 ryba była już na brzegu, walka trwała zaledwie 20 minut – relacjonuje Dawid.

Zważyli karpia, okazało się, że waży 36,5 kg z podbierakiem. Panowie spojrzeli po sobie. "Chyba rzeczywiście mamy rekord" – powiedział Krzysiek. O godzinie 6 zadzwonili do kumpla, Tomka, który zajmuje się karpiarstwem. Pytali, co mają robić. "Puść ją do siatki, do wody, zaraz przyjadą zawodowcy z teamu karpiarzy" – instruował kolega Tomek. W ciągu pół godziny przyjechali profesjonaliści z dwoma wagami. Ryba ważyła 34,5 kg i mierzyła 107 cm! – Wtedy usłyszałem, że złapałem rekord Polski – cieszy się Dawid. – Dziękuję Krzysiowi, bez niego bym sobie nie poradził – dodaje.

Po sesji zdjęciowej ryba trafiła z powrotem do wody. Nie chciała odpłynąć! – Została złowiona prawdopodobnie po raz drugi. Jeden z tych karpiarzy opowiadał mi, że trzy lata temu ją chwycił, ważyła wtedy 29 kg – mówi Dawid. Wędkarz nie wierzy w swoje szczęście, bo na karpia wybrał się dopiero piąty raz! Szybko okazało się, że ma rękę do tej ryby. Bo już za drugim razem złapał swoją życiówkę, 13-kilogramowy okaz! – Od tego czasu spodobało mi się. Teraz będziemy polować na suma – śmieje się. Jedno jest pewne: będą musieli kupić sobie porządny wędkarski sprzęt.

Wędkuje od 15 lat. Pierwszą wędkę, na targu, kupił mu dziadek Czesław, który niestety już nie żyje. – Jeździliśmy na hodowlane stawy. Teraz mam dużo pracy, na ryby jeżdżę co drugi tydzień, na dzień-dwa – mówi. Co ciekawe ryb jeść nie lubi, jeśli już, to filety. Dużych ryb nie pozbawia życia. – Szkoda ich, to okazy, trzeba im zwrócić wolność. Do domu zabrałem jedynie pięciokilogramowego, 80-centymetrowego sandacza – opowiada.

Z zawodu jest cukiernikiem. Prowadzi piekarnię w Czernicy. Kiedy złapał karpia – giganta, zadzwonił do żony Michasi. Powiedział jej, że musi jechać na kwas, na piekarnię, bo on strasznych głupot narobił. Żonę zaraził wędkarstwem. – Kiedy widziałem, jak zakłada robaki na haczyk, to stwierdziłem: ty jesteś wędkarka – śmieje się Dawid. Ich półtoraroczna córeczka Nadia, gdy widzi tatę, woła: ryba, ryba. Bierze do ręki patyk i też łowi. Razem jeżdżą na wakacje, na ryby. Na przykład w Bieszczady. – Ojciec też wędkuje, niestety razem nie możemy jeździć, bo też pracuje – opowiada Dawid.

Rybne rekordy
Dotychczasowy rekord Polski wynosi 34 kg, 110 cm. Pochodzi z 2011 roku. Rekord świata ustanowiono 18 maja w węgierskim łowisku Euro-Aqua, gdzie Tomas Krist złowił karpia o wadze 48 kg.

 

 

Komentarze

Dodaj komentarz