Ola i Peter ślub kościelny wzięli w Boguszowicach / ARC
Ola i Peter ślub kościelny wzięli w Boguszowicach / ARC

 

Kapitan lotnictwa Peter Mckay Mason spotkał Aleksandrę na lotnisku Heathrow. Dziś są małżeństwem i w centrum Rybnika prowadzą firmę.

 

Są młodym, energicznym, kreatywnym małżeństwem. Peter Mckay Mason jest Szkotem, jego miłość życia Aleksandra Prachowska-Mason pochodzi z Boguszowic. Od kilku lat mieszkają w centrum Rybnika, gdzie wspólnie prowadzą centrum rekreacji i relaksacji. Peter przez 17 lat był żołnierzem brytyjskich wojsk specjalnych. Ochraniał lotniska przed terrorystami. – Przenosili nas w coraz to nowe miejsca. W naszej grupie było najpierw 35 ludzi. Potem wysłano nas do Iraku i Afganistanu, gdzie jednostkę powiększono do 160 żołnierzy – opowiada całkiem dobrze po polsku.

 

Spotkanie na lotnisku

 

W Iraku służył w największym na południu mieście Basra. To tam znajdowała się główna baza brytyjskich żołnierzy. W Afganistanie przez pół roku grupa ochraniała bazę amerykańską. – Byłem instruktorem surwiwalu, ucząc żołnierzy przetrwania w ekstremalnych warunkach klimatycznych, terenowych i bojowych. Jako zastępca szefa pomagałem amerykańskim wojskowym wrócić do równowagi po traumie wojny – wspomina kapitan lotnictwa Peter Mckay Mason. Jako oficer ISAF (Międzynarodowe Siły Wsparcia Bezpieczeństwa) – NATO współpracował wówczas bezpośrednio z amerykańskim generałem. Dostał medale wojskowe za zasługi w Kuwejcie, Iraku i Afganistanie.

Z Aleksandrą poznali się na Heathrow w Londynie. On przyleciał akurat z wakacji, Ola racała ze szkolenia na Malcie. – Pracowałam wówczas w szwedzkiej firmie w Londynie, która wysyłała nas na różne kursy. Byłam odpowiedzialna za wprowadzanie na rynki Europy środkowo-wschodniej produktów i usług skandynawskich, oferowanych przez internet. Praca była bardzo ciekawa w zespole międzynarodowym. Dużo podróżowałam – mówi rybniczanka. Spotkali się w metrze późnym wieczorem.

 

Pierwsza iskra

 

– Na lotnisku jest ostatnia stacja, gdzie pociągi zatrzymują się na dłużej. Pete (zdrobniale o Piterze) siedział już w wagonie. Usiadłam naprzeciw niego nie wiem czemu, choć wolnych miejsc było dużo. Przypadek. Spojrzałam na niego, on na mnie i od razu zaiskrzyło. Rozmawialiśmy – nadmienia. Peter zorientował się, że Ola nie jest Angielką, gdy spotkali się później na kawie. – Zdradził mnie akcent, którego nie dosłyszał w metrze, bo w pociągu było głośno. Powiedziałam, że jestem Polką. Pete niewiele wiedział o naszym kraju. Ja natomiast niemal od razu wiedziałam, że on zostanie moim mężem – uśmiecha się Aleksandra.

Peter wymyślał historie, by mieć pretekst do spotkań przy kawie. – Znaliśmy się już trzy miesiące i zbliżało się Boże Narodzenie. Zapytałam go, jak je spędzi. Dla mnie było naturalne, że z rodziną. Tymczasem Pete powiedział, że jeszcze nie wie. Zaprosiłam go więc do Boguszowic – podkreśla Aleksandra. Przylecieli razem do Polski. Boże Narodzenie spędzili razem z rodzicami Oli. – Było fantastycznie, rodzinnie i domowo. Święta w Polsce wyglądają zupełnie inaczej niż w Wielkiej Brytanii. Przede wszystkim jest wigilia. Podoba mi się oczekiwanie na pierwszą gwiazdkę oraz ciepła atmosfera. W Wielkiej Brytanii obchodzimy Christmas Day, czyli tylko pierwszy dzień świąt – tłumaczy Peter, który jest katolikiem.

 

Śnieg i dwa śluby

 

W drugim dniu Bożego Narodzenia wszyscy pojechali do Wisły. – Napadało mnóstwo śniegu, ziemię przykrywała biała poducha. To też było dla mnie nowe. Na Wyspach rzadko mamy tak dużo śniegu, częściej pada deszcz – dodaje Peter. Przynajmniej raz w zimie wyjeżdża z żoną na narty. – Ale szusowanie idzie mi słabo – przyznaje. Tegoroczne święta Bożego Narodzenia Masonowie spędzą z bratem Oli, który mieszka niedaleko Łodzi. Masonowie mieszkali tam zresztą przez pewien czas zaraz po ślubie, który wzięli w sierpniu 2011 roku.

– Mieliśmy dwa śluby. Pierwszy cywilny w Szkocji, kiedy Pete był jeszcze żołnierzem. Jako żona zyskałam w ten sposób wszystkie uprawnienia przysługujące rodzinom wojskowym, np. prawo do informacji o stanie zdrowia rannego w akcji małżonka. Takich gwarancji nie dawał oczywiście status narzeczonej. W Polsce wzięliśmy ślub kościelny i było prawdziwe wesele – tłumaczy Aleksandra. Peter jest zachwycony swoimi teściami. – Są wspaniali i prawdziwi. Mają dla nas dużo serca. Zawsze możemy liczyć na nich. Kiedy pracujemy, bez problemu opiekują się naszym sześcioletnim synkiem – wskazuje rybniczanin ze Szkocji. Dzięki temu młodzi mogli zająć się biznesem.

 

Biznes w kamienicy

 

W kamienicy przy ulicy Sobieskiego prowadzą klub Body&Brain, stosujący jako na razie jedyny w Polsce metodę terapeutyczno-relaksacyjną polegającą na stymulacji... pępka. Robi się to za pomocą specjalnego urządzenia z tworzywa. Na zajęcia przychodzi już około 100 osób. Metoda ta jest znana i popularna na Zachodzie oraz w krajach Dalekiego Wschodu. Aleksandra zaznacza, że Pete jest nietuzinkowym mężczyzną. Lubi wyzwania i nie usiedzi zbyt długo przy biurku. Urodził się w Ayr na południowym zachodzie Szkocji. Studiował na uniwersytecie zagospodarowanie przestrzenne miast.

– To było zajęcie siedzące, która mi nie pasowało. Wole pracę na zewnątrz z dużą liczbą ludzi. Postanowiłem zostać żołnierzem – przyznaje Peter. Pół roku uczył się w szkole dla oficerów, a następne osiem miesięcy ćwiczył w terenie. Cały czas zaliczał jakieś kursy, by poprawić swoje kwalifikacje. – W wojsku raz byłem żołnierzem, raz instruktorem. I tak na zmianę. Cztery lata pracowałem w szkole surwiwalu RAF w Kornwalii. To był najciekawszy dla mnie czas w wojsku. Szkoliłem wówczas pilotów i zwykłych żołnierzy. Współpracowaliśmy z Amerykanami. Lataliśmy do głównej międzynarodowej bazy w USA, gdzie trenowali żołnierze grup specjalnych, m.in. z Polski czy Estonii – wylicza Peter.

 

Szczęście w rodzinie

 

Potem trafił na pół roku do Basry w Iraku, całkowicie brytyjskiej bazy. Później aż na cztery lata do Afganistanu. – W Iraku było niebezpieczniej. Terroryści mieli tam więcej okazji do atakowania naszej bazy za pomocą rakiet. Miny wybuchały na patrolach. Przeżyłem ostrzał rakietowy, w którym zginęło ośmioro Brytyjczyków, w tym pracownicy cywilni. Nawet najnowsze technologie nie uchronią przed rakietami – opowiada Peter. Jak dodaje, nigdy nie został ranny. Miał dużo szczęścia. Teraz cieszy się, że ma taką wspaniałą rodzinę. We troje chętnie odpoczywają w górach. – Krzysiu w wieku pięciu lat niemal wbiegł na Baranią Górę, choć to 1220 m n. p. m., a my za nim. Jest bardzo sprawny fizycznie – mówią dumni rodzice.

Komentarze

Dodaj komentarz